Pierwsze przypadki kontaktów ze zmarłymi za pośrednictwem medium miały miejsce w Stanach Zjednoczonych, skąd w połowie XIX w. moda ta dotarła do Europy, gdzie padła na podatny grunt stając się ulubioną zabawą bywalców salonów. Dziś utrzymywanie kontaktu z przebywającymi w zaświatach nazywa się fachowo transkomunikacją. A stare dobre metody, takie jak talerz czy tabliczki z literami, coraz częściej zastępuje nowoczesna technika.

 

Doniesień o zjawach różnego rodzaju nigdy nie brakowało. Choć niejako z definicji są to zjawiska niecodzienne, niekiedy bywają wyjątkowo spektakularne. Jak choćby przygoda turystów zwiedzających w latach 70. rzymskie ruiny w Algierii. Ujrzeli oni nagle maszerujący obok nich oddział rzymskich legionistów. Na końcu liczącego kilkunastu żołnierzy oddziału, prowadzonego przez jadącego konno oficera, podążał wóz z zaopatrzeniem ciągnięty przez osła. Wielu wycieczkowiczów zrobiło zdjęcia, lecz nic się na nich nie zarejestrowało. Tym niemniej sprawa stała się głośna i była tematem wielu artykułów, nawet w czasopismach naukowych.

Podobny, choć nie tak widowiskowy – ze względu na znacznie mniejszą liczbę uczestników – przypadek miał miejsce w czerwcu 1973 r., w USA. Pewna kobieta wieszała w ogrodzie pranie, gdy ujrzała nastoletniego chłopca ubranego w strój żywcem wyjęty z kart „Przygód Tomka Sawyera” Marka Twaina. Chłopiec spojrzał na nią, po czym… rozpłynął się w powietrzu.

To tylko przykłady. Literatura „zjawologiczna” pełna jest takich obserwacji.

Uderz w stół…

Początek ery kontaktów z duchami miał miejsce w roku 1848. W miasteczku Hydesville, w stanie Nowy Jork, objawił się – jak to później nazwano – poltergeist, czyli duch powodujący różnego rodzaju zjawiska fizyczne i akustyczne. Kilkuletnie córki właściciela nawiedzonego domu, Margaret i Kate Fox, w obecności których owe zjawiska występowały, wpadły na pomysł, jak skomunikować się z duchem. Zadawały mu pytania, a on im odpowiadał stuknięciami – trzy stuknięcia oznaczały „tak”, a jedno – „nie”.

Starsza siostra dziewczynek, Leah, obdarzona smykałką do interesów, postanowiła wykorzystać rozgłos wokół sprawy nawiedzonego domu i zaczęła organizować płatne seanse; początkowo w Hydesville, lecz już w roku 1850 doszło do pierwszego seansu w Nowym Jorku. Co więcej, powołała do życia pierwsze na świecie towarzystwo spirytystyczne.

Europejczycy z entuzjazmem przyjęli tę zaoceaniczną ciekawostkę. Margaret i Kate Fox uczestniczyły w seansach z koronowanymi głowami – królową Wiktorią czy carem Aleksandrem III.

Tak charakterystyczny dla XIX w. postęp techniczny nie ominął też sfery wywoływania duchów. Jednym z wynalazków stał się słynny wirujący stolik. Uczestnicy seansu, włącznie z medium, siedzieli przy nim trzymając palce na talerzyku odwróconym dnem do góry. Pod wpływem „poleceń” od ducha, otrzymywanych za pośrednictwem medium, talerzyk przesuwał się wzdłuż krawędzi stołu, gdzie znajdowały się wypisane litery. Kolejno wskazywane, układały się w słowa i całe zdania. W ten sposób „rozmawiano” z duchem, doskonale się przy tym bawiąc.

Śmierć mózgu

Po początkowych sukcesach ruch spirytystyczny zaczęły trapić afery. Najsilniejszy cios wymierzyły mu same jego twórczynie – Margaret i Kate Fox. Skłócone z siostrą zdemaskowały w 1888 r. same siebie, ogłaszając w prasie, że ich rzekomy kontakt z duchami od początku był oszustwem, a odgłosy i stukanie same fabrykowały.

Sceptycznych opinii nie brakowało i wcześniej. Już w 1852 r. Michael Faraday udowodnił, że ruchem talerzyka na stole nie kierują bliżej nieokreślone siły paranormalne, lecz nieuświadamiane, mimowolne ruchy rąk uczestników seansu. Osoby te bowiem domyślają się z kontekstu, jaka powinna być kolejna litera, i podświadomie dążą do tego, aby talerzyk zatrzymał się właśnie przy niej.

Ludzie odrzucający możliwość kontaktów z zaświatami wysuwali też inny zarzut pod adresem mediów. Otóż, w większości przypadków rzekome duchy osób wybitnych udzielały na pytania medium nader prostackich odpowiedzi, a ich „przesłania” były sformułowane w sposób prymitywny, nie licujący z ich dokonaniami intelektualnymi za życia. Na polskim gruncie ofiarą takiej pośmiertnej degradacji umysłowej padł chociażby Mickiewicz. Znane medium ze Lwowa, Malwina Gromadzińska, opublikowała w roku1869 artykuł wieszcza, a raczej jego ducha, podyktowany jej podczas seansu spirytystycznego. Tekst okazał się tak banalny w treści i niezrozumiały, że wywołało to skandal.

Stukanie czy przesłanie?

Spirytyści dzielą media na fizyczne i psychiczne. Najsłynniejszym medium fizycznym okresu, kiedy rozpoczęła się era nowożytnego spirytyzmu, a więc połowy XIX w., był Daniel Home. W jego obecności słyszalne były różnego rodzaju odgłosy; nie tylko banalne stukanie i skrzypienie, ale także dźwięki muzyki czy szmer fontanny. Potrafił też spowodować pojawianie się pewnych zjawisk i obiektów, jak widm ludzi czy chłodnych podmuchów. Na jego seansach meble niekiedy same się przesuwały.

Jednym z głównych przejawów działania nadnaturalnych sił poprzez media było zjawisko ektoplastii. Medium wydzielało podczas transu tajemniczą substancję, zwaną ektoplazmą, która często tworzyła zarysy twarzy, rąk czy nawet całych postaci ludzkich.

Najsłynniejszym polskim medium fizycznym był Teofil Modrzejewski, występujący pod pseudonimem Franek Kluski. „Produkował” on bardzo różne zjawiska; nie tylko odgłosy i efekty świetlne, ale także widmowe postaci ludzkie i zjawy zwierząt. Potrafił też spowodować, aby maszyna do pisania pisała bez udziału człowieka. Kluski nigdy nie został zdemaskowany jako oszust ani nie przyłapano go na wspomaganiu się sztuczkami, jak wiele innych znanych mediów. Podczas seansu zapadał w tak głęboki trans, że uznawano, iż nie może być udawany.

Do najwybitniejszych mediów psychicznych – kontaktujących się mentalnie z tamtym światem – należał Stefan Ossowiecki. Jego seanse odbywały się w salonach elity politycznej okresu międzywojennego, a ich uczestnikiem był, między innymi, Piłsudski. Ossowiecki potrafił przytoczyć treść listu zamkniętego w pojemniku. Miewał wizje dotyczące miejsc i wydarzeń odległych w czasie i przestrzeni. Umiał uwolnić ducha z ciała (to tzw. eksterioryzacja) i obserwować wydarzenia rozgrywające się jakimś miejscu. Te zdolności uznawano za tak rzeczywiste, że wynajmowano go do poszukiwania zaginionych osób bądź przedmiotów, a nawet do ścigania przestępców.

Duch w maszynie

Czasy się zmieniają, a zatem i kontakt z duchami podlegał technicyzacji. W 1952 r. włoski zakonnik, padre Gemelli, nagrał na taśmę magnetofonową rozmowę ze swoim nieżyjącym ojcem. Był to pierwszy taki przypadek.

Nowy kierunek spirytyzmu wsparł (aczkolwiek pośmiertnie!) swoim autorytetem sam Thomas Alva Edison, który w 1967 r., za pośrednictwem medium, przekazał zza grobu informację, że już w roku 1928 przyszedł mu do głowy pomysł zbudowania urządzenia do odbioru głosów zmarłych.

W latach 1982-1989 opracowano w Niemczech Zachodnich kilka systemów transkomunikacji, wykorzystując aparaturę naukową w rodzaju oscylatorów czy detektorów promieniowania podczerwonego i ultrafioletowego.

W 1978 r. we Włoszech wykorzystano z sukcesem telewizor do kontaktów ze zmarłymi. Eksperymentatorzy obserwowali na ekranie pojawiające się wizerunki znanych im nieżyjących osób. Obrazy nie były utrwalane, lecz ich prawdziwość potwierdzili świadkowie uczestniczący w seansach.

Począwszy od roku 1979 zmarli zaczęli korzystać z… telefonu. Od tego czasu odnotowano wiele przypadków odbierania przez żyjących telefonów od osób zmarłych. Często towarzyszyły temu znaczne zakłócenia, przez co rzeczywiście brzmiało to, jak głosy zza grobu.

Ale i na tym nie koniec, bo oto w zaświaty wkroczyły komputery. W 1980 r. po raz pierwszy zaobserwowano niewytłumaczalne, zawierające pewną dozę sensu, komunikaty ukazujące się pozornie bez przyczyny na ekranie monitora komputerowego. Uznano je za próbę kontaktu podjętą przez zmarłych z wykorzystaniem tego nowego, potężnego medium.

Był to dopiero początek. W kilka lat później Ken Webster z Wielkiej Brytanii poinformował o szokującej wręcz, paranormalnej aktywności jego komputera. Twierdził, że wielokrotnie za pomocą komputera kontaktowała się z nim osoba żyjąca w XVI w. Fakty historyczne z jej wypowiedzi podobno zgadzały się z ustaleniami współczesnych badaczy. Mało tego. Brytyjczyk nie tylko gawędził przez komputer ze zmarłymi z odległej przeszłości, ale także korespondował z żyjącymi (?) mieszkańcami odległej przyszłości. Jak utrzymywał, kontakt z nim nawiązali uczeni z roku 2109 eksperymentujący z pokonywaniem bariery czasu!

W biurze firmy budowlanej w Stockport, w hrabstwie Cheshire, w Anglii, latem 1988 r. komputer podłączony do drukarki samoczynnie zaczął drukować bezsensowne teksty. Nie przestawał rzekomo nawet po odłączeniu zasilania. Obserwacje potwierdziły, że komputer niekiedy sam się włączał, a na ekranie wyświetlały się przypadkowe zbitki słów – niezrozumiałe fragmenty jakichś listów bądź pism.

A może w maszynie objawił się nie duch, lecz dusza?