Przełom roku stanowi dobrą okazję do refleksji na temat przyszłości. Oczywiście, można skorzystać z usług wróżki, ale co ma począć człowiek, którego racjonalna natura buntuje się przeciwko tak niekonwencjonalnemu rozwiązaniu? Czy opierając się na naukowych przesłankach da się przewidzieć przyszłość?

 

Znane są przypadki ludzkiej inwencji w tej dziedzinie. Leonardo da Vinci projektował urządzenia wyprzedzające epokę, w której żył. Juliusz Verne w powieści 40 tysięcy mil podmorskiej żeglugi wymyślił prototyp dzisiejszych okrętów podwodnych o napędzie atomowym, zdolnych opłynąć świat bez wynurzenia. Co więcej, jego Nautilus napędzany był wodą morską, a to dla nas wciąż pieśń przyszłości – łączenie jąder wodoru w sposób kontrolowany zapewniłoby ludzkości niewyczerpalne źródło energii, jakim są oceany. Na razie fuzję taką potrafimy zainicjować, ale przebiega wybuchowo – w bombach wodorowych. Literacka przepowiednia Verne’a była zatem niejako dwustopniowa – jedną jej część udało się już zrealizować, ale druga wciąż czeka na swój czas.

Warto przytoczyć jeszcze jeden przykład udanego wykorzystania literackiej fabuły do przewidywania przyszłości. W latach 40., kiedy jeszcze nikomu się nie śniło o Sputniku, angielski pisarz Arthur C. Clarke wymyślił globalny system komunikacyjny oparty na satelitach geostacjonarnych. Wówczas była to czysta fikcja; obecnie – codzienność.

Swoją rolę w kształtowaniu przyszłości odegrał też film, którego zresztą współautorem, jako współscenarzysta, był ten sam Arthur C. Clarke. Mowa o słynnej 2001: Odysei kosmicznej Stanleya Kubricka. Amerykańska NASA zakupiła od realizatorów filmu ponad 20 patentów na pomysły związane z podróżami w kosmos!

Mimo wszystko są to przypadki sporadyczne, rzadkie przejawy nadzwyczajnej przenikliwości. Czy jednak można przewidywać przyszłość w sposób metodyczny, naukowy i kompleksowy?

Należy tu odróżnić dwie rzeczy: odkrywanie pewnych ogólnych trendów rozwojowych oraz przewidywanie konkretnych wynalazków bądź zastosowań technik już istniejących. W tej pierwszej dziedzinie sprawa jest prostsza – na podstawie aktualnie widocznych kierunków rozwoju rozmaitych dziedzin życia ludzkiego dokonuje się ekstrapolacji w przyszłość. Im ogólniejsze zarysy nadamy takim wnioskom, tym łatwiej o sukces. Na przykład, obserwując w latach 80. rozwój technik komputerowych i zmniejszanie się zatrudnienia ludzi bezpośrednio przy produkcji nietrudno było przewidzieć, że nastąpi przechodzenie od społeczeństwa przemysłowego do zinformatyzowanego. Nie sprawiało też specjalnych kłopotów wskazanie dziedzin, które w najbliższej przyszłości mogą zmienić oblicze świata: elektroniki, robotyki, biotechnologii.

Gorzej jest z bardziej konkretnymi przewidywaniami. Warto przypomnieć słynną „wpadkę” z XIX w., kiedy francuscy naukowcy ostrzegali, iż w wieku XX w Paryżu nastąpi załamanie się komunikacji miejskiej. Powód był oczywisty – odchody rosnącej wciąż liczby koni miały do tego stopnia zanieczyścić miasto, że poruszanie się po nim stałoby się niemożliwe.

Prosta ekstrapolacja zawiodła zresztą Francuzów nie tylko w kwestii koni, ale też i samochodów. Kiedy po II wojnie rząd poprosił ekspertów o określenie, ile aut będzie jeździło po francuskich drogach w roku 1970, ci podali liczbę 2 mln. Pomylili się o, bagatela, 12 mln – w 1970 r. we Francji było 14 mln samochodów.

Innym często cytowanym przykładem naukowej krótkowzroczności było stanowcze stwierdzenie znakomitego fizyka Ernesta Rutherforda, że energii rozpadu atomu nigdy nie uda się praktycznie wykorzystać. Nie byłoby w tym może nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że Rutheford sam przyczynił się walnie do odkrycia promieniotwórczości.

Później było niewiele lepiej. W raporcie Amerykańskiego Komitetu Zasobów z 1937 r. – pierwszej prognozie uważanej za naukową – zabrakło wielu kluczowych wynalazków. Futurolodzy w ogóle nie wspomnieli o energii atomowej, choć pierwszy reaktor powstał już w trzy lata później! Nie przepowiedziano rozwoju informatyki, mimo iż pierwszy komputer, Eniac, zbudowano w latach 1944-1946. Zabrakło także m.in. praktycznego zastosowania radaru, silników odrzutowych czy antybiotyków, a wszystko to – przypomnijmy – urzeczywistniło się do połowy lat 40.

Lista futurologicznych porażek jest tak długa, że aż dziw, iż ktokolwiek jeszcze ma odwagę cokolwiek przewidywać. Na przykład, w roku 1965 wyobrażano sobie, że w roku 2000 głównym problemem będzie nuda – ludziom będzie się płacić, żeby nie pracowali, bo w większości zajęć wyręczą ich roboty. Co o tym sądzą dzisiejsi bezrobotni?

Pouczające może być spojrzenie, jak wyobrażano sobie przyszłość na początku XX w. Jednym z najświeższych wynalazków był wówczas kinematograf, nic więc dziwnego, że jego rola w nadchodzących latach miała być coraz większa. Przewidywano nawet, że każdy będzie miał w domu mały aparat, dzięki któremu będzie świadkiem najważniejszych wydarzeń na świecie. Idea znajoma, tyle że nie przewidziano, iż rolę tę spełni zupełnie inny wynalazek – telewizja.

W naszym klimacie kwestią zasadniczą jest ciepło. Na początku XX w. nie widziano przyszłości dla centralnego ogrzewania. Powód? Wysokie koszty i… niedocenianie pracy palacza. Postulowano raczej zakładanie małych kotłowni domowych.

Powszechne było w dobie zachłyśnięcia się zdobyczami ówczesnej techniki wojskowej przekonanie, że wojny przyszłości będą krótkie (bo ogromne armie trudno wyżywić) i mniej krwawe (ponieważ doskonalsza broń powoduje mniejsze straty w ludziach). Co ciekawe, tej opinii nie dałoby się obronić jeszcze ćwierć wieku temu, po koszmarze obu wojen światowych i zimnej wojnie. A jednak obecnie, po wojnach w Zatoce, Bośni, Afganistanie, Syrii, wygląda na to, że rzeczywiście – precyzyjniejszy, „inteligentniejszy” arsenał umożliwia dokonywanie uderzeń z chirurgiczną dokładnością, bez nadmiernych strat w ludziach.

Wydaje się, że niektórym porażkom futurologów winna jest sama ludzkość. Odwiecznym marzeniem człowieka była wyprawa na Księżyc; dawali temu wyraz tacy pisarze, jak Verne czy Camille Flammarion. Stanowiło to dla nich symbol podboju kosmosu, naturalny etap rozwoju cywilizacji. Tak się wydawało aż do roku 1969, kiedy Neil Armstrong uczynił swój mały krok w księżycowym pyle. I co? Żadnemu z dawniejszych marzycieli nawet nie przyszłoby do głowy, że po kilku wyprawach ludzkość się z Księżyca po prostu wycofa.

Astronautyka jest zresztą dobrym probierzem sprawdzalności przewidywań, bowiem loty w Kosmos zawsze były synonimem postępu i widać dziś, że rozmach prognoz daleko przekraczał realne możliwości. Na początku lat 80. sądzono, na przykład, że do roku 2000 na orbicie okołoziemskiej powstanie kolonia, w której zamieszka 10 tys. ludzi. Jeszcze śmielsze były przewidywania zakładające, że już w 1995 r. pierwsza sonda wyruszy do najbliższego układu gwiezdnego – Alfy Centauri. Zaś w roku 2025 miałoby dojść do pierwszej załogowej wyprawy międzygwiezdnej. Tymczasem – jeśli wszystko pójdzie dobrze – ludzie wyruszą wówczas może dopiero na Marsa…

Jako swego rodzaju zabawa intelektualna, próby zajrzenia w przyszłość zapewne nigdy nie ustaną. Będzie to z pewnością coraz trudniejsze, z uwagi na rosnące lawinowo tempo rozwoju technologicznego, zwłaszcza w niektórych dziedzinach, i to w tych, które decydują o kierunkach, w jakich podąża świat.

Zabawie takiej oddają się od jedenastu lat badacze z firmy IBM, podając co roku prognozę rozwoju pięciu wybranych technologii w ciągu najbliższych pięciu lat. Ich najnowsze przewidywania, ogłoszone w roku 2017, obejmują: zbudowanie komputerowego psychiatry (stworzenie takich algorytmów sztucznej inteligencji, że będzie ona mogła po rozmowie z człowiekiem lub oceniając to, co napisał, zdiagnozować jego stan psychiczny); rozpowszechnienie się urządzeń rozszerzających zakres widzianych przez człowieka fal elektromagnetycznych (na przykład specjalny system obrazowania w samochodzie, złożony z kamer i sensorów pracujących w zakresie fal milimetrowych, umożliwi przeniknięcie wzrokiem mgły lub deszczu); spojrzenie na świat całościowo, jako na złożony system wzajemnie powiązanych układów, a więc niejako przez „makroskop”, w odróżnieniu od patrzenia przez mikroskop (to holistyczne spojrzenie będzie możliwe dzięki coraz sprawniejszemu przetwarzaniu rosnącej masy danych dostarczanych przez olbrzymią liczbę „inteligentnych” urządzeń, jakie nas otaczają); zbudowanie mini laboratorium biochemicznego wielkości pudełka zapałek, złożonego z jednego czipu, które pozwoli na analizę krwi, podobnie jak czynią to dzisiejsze wyspecjalizowane laboratoria; wreszcie – piąta przepowiednia specjalistów z IBM dotyczy skonstruowania sieci analizatorów powietrza, wbudowanych w urządzenia i systemy produkcji i przesyłu gazów przemysłowych, które wykryją przeciek i – podłączone do chmury danych – ostrzegą przed nim w ciągu minut, a nie dni, jak dzieje się obecnie.

Brzmi to wszystko bardzo interesująco, a perspektywa pięcioletnia nie wydaje się szczególnie odległa, co uprawdopodabnia prognozy, niemniej warto mieć na uwadze, że nie wszystkie dotychczasowe przepowiednie naukowców z IBM się sprawdziły. Nie zrobił, na przykład, furory obraz wideo 3D. Nie używamy też wciąż zapowiadanych ekranów holograficznych w urządzeniach mobilnych. Z drugiej strony, karierę systemów rozpoznawania mowy i globalny sukces smartfonów zespół IBM przewidział bezbłędnie.

A co nam przewidują fachowcy na cały wiek XXI? Nauczeni doświadczeniem bywają ostrożniejsi, choć nie wszyscy. Obok bowiem realistycznie brzmiących prognoz, takich jak rozwój inżynierii genetycznej, jak komputery oparte na układach biologicznych, jak leczenie ślepoty dzięki wszczepianiu mikroukładów scalonych, jak uleczalność raka itd., znajdują się też sugestie, że ludzie będą… czytać sobie nawzajem w myślach, a więc mowa stanie się zbędna. Co na to kandydaci na przyszłych polityków?