Nagle chmury rozproszyły się. Oślepiające słońce zaczęło wirować, niczym srebrny dysk wprawiony w ruch obrotowy. Pulsowało barwami tęczy, tak że zwrócone ku niemu twarze ludzi kąpały się w kolorowym blasku. Wirowanie powtórzyło się trzykrotnie. Potem tarcza słoneczna, teraz już krwistoczerwona, zaczęła obniżać się wahadłowym ruchem, niczym strącony z nieba liść. Siedemdziesiąt tysięcy ludzi padło na kolana, wznosząc modlitwę, a wtedy słońce zatrzymało się i powróciło do swego normalnego wyglądu. Cud minął.

 

Papież Paweł VI, w dokumencie „Credo populi Dei”, ogłoszonym w trakcie Soboru Watykańskiego II, podkreślił rolę Matki Bożej w pośredniczeniu między ludzkością a Bogiem. Papieski dokument poruszał temat, który od dawna wzbudzał tyleż religijnego entuzjazmu, co kontrowersji – prywatnych objawień maryjnych. Było ich wiele w ciągu dwóch tysięcy lat istnienia Kościoła. Widzenia Matki Bożej zdarzały się w różnych krajach i epokach. Jak obliczono, w samym tylko roku 1854 doniesiono o 400 objawieniach. Lecz najsłynniejsze i najsilniej oddziałujące na miliony wiernych, a także najbardziej fascynujące sceptyków, miały miejsce w czasach najnowszych.

Niełatwo zrelacjonować, choćby pobieżnie, przebieg objawień maryjnych. Mimo iż w wielu uczestniczyły tłumy – a może właśnie dlatego – relacje są niejasne, niejednokrotnie sprzeczne; nie zgadza się niekiedy nawet liczba i wiek widzących. Otaczająca te wydarzenia religijna aura, wspólne przeżywanie cudu niewiele chwilami różniące się od zbiorowej histerii, z pewnością utrudniały bezstronną obserwację. Dlatego poniższy zarys należy potraktować tylko jako przedstawienie najbardziej rozpowszechnionej – co nie znaczy jedynej – wersji wydarzeń.

13 maja 1917 r., w okolicach Fatimy, w Portugalii, troje dzieci – dziesięcioletnia Łucja dos Santos, dziewięcioletni Franciszek Marto i siedmioletnia Hiacynta Marto – prowadziło owce na pagórek Cova da Iria. Nagle oślepił ich błysk światła. Niedaleko małego drzewa ujrzały unoszącą się w powietrzu, pośród blasku, cudownie piękną postać kobiecą. Ubrana była w prostą suknię i długi płaszcz zakrywający także głowę. Kobieta przemówiła do dzieci i nakazała im przychodzenie w to miejsce trzynastego dnia każdego miesiąca. Obiecała, że w październiku wyjawi, kim jest i czego od nich oczekuje. Dzieci widziały postać, ale tylko Łucja mogła z nią rozmawiać. Było to pierwsze z serii najsłynniejszych objawień XX w.

Kiedy po miesiącu dzieci udały się na miejsce objawienia, było z nimi kilkadziesiąt osób. Ich liczba z każdym miesiącem szybko rosła, w lipcu tłum liczył już kilka tysięcy, we wrześniu prawie 30 tys., a w październiku 70 tys.

W trakcie objawienia czerwcowego tajemnicza postać uprzedziła, że niedługo weźmie do nieba Hiacyntę i Franciszka, a Łucja zostanie, by spełnić boskie posłannictwo. Podczas trzeciego spotkania, w lipcu, „Pani” przekazała dzieciom słynne trzy tajemnice fatimskie, z prośbą, by na razie ich nie ujawniały. Świadkowie nie widzieli objawienia, dostrzegli jednak mały obłok w miejscu, gdzie dzieci widziały „Panią”.

We wrześniu postać zapowiedziała, że za miesiąc dokona cudu, dzięki któremu wszyscy uwierzą w relacje dzieci.

13 października postać przedstawiła się jako Matka Boska Różańcowa. Po chwili rozmowy wskazała w górę. Dzieci podniosły głowy i Łucja krzyknęła do tłumu: „Patrzcie na słońce!”. Około 70 tys. ludzi przez dziesięć minut obserwowało niesamowity spektakl na niebie, nazwany później „cudem słońca”. Tak skończyły się objawienia w Fatimie.

Hiacynta i Franciszek wkrótce zmarli na grypę hiszpankę. Łucja wstąpiła do zakonu i spędziła życie wśród karmelitanek bosych w Coimbrze, pod przybranym imieniem siostry Łucji od Niepokalanego Serca Maryi. Miała jeszcze kilka widzeń. Zmarła w 2005 r.

Po kilkuletnim śledztwie Kościół uznał wiarygodność objawień w Fatimie. Ogłoszono to 13 października 1930 r. Po zakupieniu w 1921 r. wzgórza Cova da Iria przez biskupa diecezji Leiria, powstało tam sanktuarium, ku któremu ciągną rzesze pielgrzymów z całego świata.

Jednak uznanie przez Kościół jakiegoś objawienia za prawdziwe nie oznacza, że trzeba w nie wierzyć. Ponieważ Objawienie, o którym czytamy w Nowym Testamencie i które jest podstawą wiary chrześcijańskiej, zakończyło się wraz ze śmiercią ostatniego z apostołów, św. Jana, wierni nie są zobowiązani do wiary w nadzwyczajne wydarzenia w Kościele, które nastąpiły później. Innymi słowy, nie popełnia grzechu ten, kto nie wierzy w prawdziwość objawienia prywatnego. Orzeczenie Kościoła jest tylko stwierdzeniem, że objawienie ma przymiot wiarygodności oraz nie jest sprzeczne z wiarą i nauką moralną Kościoła.

Niewiara w prawdziwość objawień maryjnych nie jest, wbrew pozorom, charakterystyczna tylko dla ateistów. Podziela ją wielu teologów i hierarchów kościelnych. Rosnąca liczba objawień maryjnych wzbudza ich niepokój. Obawiają się, że kult Matki Bożej zepchnie w cień Chrystusa. Uspokojeniu tych właśnie obaw miał służyć wspomniany dokument Pawła VI: „Credo populi Dei”. Papież ogłaszał, że kult Marii nie zagraża pozycji Chrystusa, a nawet ją wzmocni, umacniając ludzi w wierze.

Nie zmienia to jednak faktu, że objawienia prywatne są dla Kościoła kwestią delikatną. Ostrożność ta sprawia, że niekiedy trudno zrozumieć, dlaczego jedne z objawień uzyskują sankcję, a inne nie.

Ostatnimi formalnie zatwierdzonymi przez Kościół objawieniami były wydarzenia w latach 1932-1933, do których doszło w dwóch małych belgijskich miejscowościach, odległych od siebie o ok. 90 km. Również tutaj w rolach głównych wystąpiły dzieci.

Najpierw objawienie przeżyło pięcioro dzieci w wieku od 9 do 15 lat z Beauraing. Zobaczyły jasne światło w kaplicy zwanej „Grotą z Lourdes”, w pobliżu szkolnej bramy. W kapliczce stał posąg Matki Bożej. W kolejnych dniach zjawisko powtórzyło się, z tym że ukazała się już kobieca postać, unosząca się w powietrzu w pewnym oddaleniu od kaplicy. Mała na sobie długą, świetlistą suknię, na głowie koronę, a w ręce trzymała różaniec. Od 29 listopada 1932 r. do 3 stycznia roku następnego dzieci widywały Maryję aż 33 razy. Przekaz od Maryi ograniczył się do prośby o wybudowanie kaplicy w miejscu objawienia, a także o modlitwę i szerzenie kultu niepokalanego serca. Jeden z chłopców otrzymał osobiste przesłanie, którego jednakże nigdy nie ujawnił.

W niespełna dwa tygodnie po ostatnim objawieniu w Beauraing do podobnego zdarzenia doszło w Banneux, gdzie Maryja ukazała się dwunastoletniej Mariette Béco. Dziewczynka ujrzała przez okno dziwne światło i stojącą w ogrodzie świetlistą postać pięknej kobiety. Obejrzała ją dokładnie i jej opis był zdumiewająco precyzyjny – „Pani” miała na sobie białą szatę i takiż welon, a na suknię narzuconą błękitną szarfę. Prawą stopę miała ozdobioną różą, co Mariette spostrzegła, gdyż szata była nieco podwinięta. Lśniący, niczym diamentowy, różaniec Maryja trzymała w prawej ręce. Co ciekawe, szata pięknej pani była identyczną z tą, w którą ubrana była Maryja pojawiająca się w Lourdes, w 1858 r. W pewnym momencie zjawa przywołała do siebie dziewczynkę, ale gdy ta chciała wybiec z domu, jej matka stanowczo się temu sprzeciwiła, uznając świetlistą postać ? której rysów wszakże dobrze nie widziała – za czarownicę. Tak zakończyło się pierwsze objawienie.

Maryja i dziewczynka „spotkały się” jeszcze siedmiokrotnie. Maryja przekazała Mariette życzenie wybudowania kaplicy, a także udzieliła jej błogosławieństwa, kładąc jej na głowie dłonie. Byłaby to zatem nie tylko wizja, ale i fizyczny kontakt; choć nie wszystkie relacje to potwierdzają. Oprócz matki Mariette, która rzekomo podczas pierwszego objawienia widziała świetlistą postać w ogrodzie, później żaden ze świadków niczego już nie widział; jedynie modlącą się na śniegu i mówiącą w przestrzeń dziewczynkę.

Objawienia w Beauraing i Banneux zostały w roku 1949 uznane przez Kościół za autentyczne. Zatwierdzono też kult Matki Bożej z Beauraing. Przed jej figurą w miejscu objawień modlił się również Jan Paweł II.

W tym samym roku, kiedy Kościół uznał oficjalnie objawienia w Beauraing i Banneux, 9 października trzy dziewczynki w wieku dziesięciu lat i jedna jedenastoletnia zbierały liście w lasku na peryferiach Heroldsbach, miasteczka w pobliżu Bambergu w Dolnej Frankonii. Nad jednym z drzew ukazały im się świetliste litery IHS. Po chwili napis zniknął i pojawiła się ubrana na biało postać kobieca. Po kilkunastu minutach, wciąż milcząc, wzniosła się w niebo.

Jeszcze tego samego wieczoru dziewczynki wróciły do lasu ze swoimi matkami i ponownie ujrzały „Panią”, ale dorośli nie. Następnego dnia grono „widzących” powiększyło się o kolejnych siedmioro dzieci w wieku 10-13 lat. 13 października postać po raz pierwszy się odezwała, wyrażając życzenie, by ludzie modlili się żarliwie. Z czasem dzieciom zaczął towarzyszyć coraz liczniejszy tłum, ale, podobnie jak w Fatimie, wizje docierały tylko do dzieci. Dopiero w październiku 1950 r. „Pani” objawiła się kilkuset innym wiernym. Wcześniej, bo 5 lutego 1950 r., nastąpił pierwszy kontakt dotykowy – jedno z dzieci podało rękę objawiającej się postaci. 13 marca 1951 r. dzieciom ukazało się wielu świętych i papieży, a nawet Trójca Święta (Bóg Ojciec, Jezus i Duch Święty pod postacią synogarlicy). Dzieci przyjmowały z rąk Jezusa „mistyczną Komunię św.”. Doszło także do „cudu słońca”, 8 grudnia 1949 r., podobnego jak w Fatimie.

Objawienia w Heroldsbach trwały trzy lata, do października 1952 r. Kościół nie uznał ich prawdziwości. Przede wszystkim dlatego, że „widzący” świadomie bądź nieświadomie odwoływali się do wydarzeń w Fatimie. Np. do pierwszej rozmowy z ?białą Panią” w Heroldsbach doszło 13 października, a więc dokładnie w rocznicę „cudu słońca” w Fatimie. Ponadto, w czerwcu 1950 r. postać oświadczyła, że jest Różaną Królową i że nie należy jej mylić z Królową Różańca, tj. Panią z Fatimy. Kościelnych przeciwników objawień raziły też naiwne, dziecinne opisy wizji. Prawdopodobnym powodem odrzucenia objawień w Heroldsbach była też obawa hierarchów Kościoła o to, że nadmiar objawień może zniweczyć ich wyjątkowość; może je spospolitować.

Decyzja Kościoła o odrzuceniu objawień w Heroldsbach postawiła jego uczestników i zwolenników w trudnej sytuacji. Proboszcza miejscowej parafii, początkowo sceptycznego, a potem wierzącego w prawdziwość objawień, karnie przeniesiono. Sześcioro dzieci, upierających się przy swoich wizjach, nakłaniano do posłuszeństwa i wyrzeczenia się „kłamstw”, aż wreszcie je ekskomunikowano. Podobnie kilkoro dorosłych.

Większość osób, które jako dzieci doznawały wizji, konsekwentnie utrzymywało przez całe życie, że mówiły prawdę. Ich relacje były często oparte na wspomnieniach, ale inne sławne objawienia XX w. dają szansę obserwowania tych tajemniczych zjawisk niejako in statu nascendi. To trwające wciąż objawienia w Medjugorie.

Rozpoczęły się 24 czerwca 1981 r. Dwie dziewczynki, siedemnastoletnia Vicka Ivankowić i szesnastoletnia Mirjana Dragicević, pasły owce. W pewnym momencie zobaczyły na wzgórzu Podbrdo świetlistą postać młodej kobiety w koronie z gwiazd. Od razu pomyślały, że to Matka Boża, ale przestraszyły się i uciekły. Wróciły z czworgiem innych dzieci. Także oni dostrzegli „Panią”. Kolejnego dnia do dzieci przyłączyli się dorośli. Nie zobaczyli oni tajemniczej postaci, ale zaobserwowali dziwne światło.

12 sierpnia władze zakazały dzieciom wstępu na górę Podbrdo. Przez pewien czas objawienia odbywały się w innych miejscach; później (aż do dzisiaj) w zakrystii kościoła w Medjugorie.

„Widzący” i sam przebieg objawień zostali poddani wielu badaniom. Psychologowie nie stwierdzili, aby dzieci ulegały halucynacjom. Nie wykryto też żadnych zaburzeń zdrowotnych.

Realność objawień maryjnych wymyka się jednoznacznej interpretacji. Czy rozpatrywać je na płaszczyźnie duchowej, psychologicznej czy też fizycznej? Nie ułatwiają oceny rozmaite sprzeczności, będące, jak się zdaje, cechą wielu objawień. Na przykład, w relacjach Łucji dos Santos, dotyczących objawień w Fatimie, doszukano się wielu nieścisłości, pomyłek i nawet… rażących błędów teologicznych! Dlatego ich wartość jest wątpliwa. Podobnie jak słynnych tajemnic fatimskich. Dwie pierwsze ujawniono w 1942 r., zaś trzecią, rozpalającą wyobraźnię świata przez kilka dziesięcioleci, dopiero w roku 2000. Żadna z nich nie wniosła nic, co przybliżyłoby nas do rozwiązania zagadki objawień maryjnych.

Pozostaje jednak „cud słońca”. Widziało go zbyt wielu ludzi, by uznać to za wytwór wyobraźni. Czym zatem był? Istnieje kontrowersyjna hipoteza (ale czy bardziej kontrowersyjna od uznania tego za cud?), że zjawisko to jest dowodem nie na prawdziwość objawień w Fatimie, ale na realność… UFO.

Efekty kolorystyczne i świetlne, występujące podczas „cudu słońca”, są bowiem typowe dla wielu obserwacji UFO i można je zaliczyć tzw. kul świetlnych. Inne elementy objawień w Fatimie także noszą znamiona UFO. Podczas piątego objawienia z nieba padały białe płatki, przypominające śnieg, znikające przed dotknięciem ziemi. Zjawisko to, znane w literaturze ufologicznej jako „anielskie włosy”, było wielokrotnie obserwowane. Charakterystyczny jest także raptowny spadek temperatury podczas niektórych „widzeń”; zjawisko to spotyka się również w trakcie bliskich spotkań z UFO.

Inne objawienia także nie są wolne od zjawisk, które można przypisać manifestacji UFO. Ale najdobitniej chyba przemawia na korzyść tej hipotezy „krzyż w trawie” w Eisenberg.

Pojawił się 6 września 1956 r. na podwórzu rodziny Lex w Eisenberg, w Austrii. Miejsce nie było przypadkowe, gdyż sześcioletnia Anne Marie Lex przeżyła tam wcześniej objawienie, także zresztą noszące cechy UFO (zobaczyła kulę świetlną i białą postać). W tym samym miejscu – tyle że dopiero w dwa lata później – pojawił się w trawie odcisk krzyża, o ramionach długości 1 m. Kiedy sprawa stała się głośna, miejsce znalazło się pod nadzorem policji, a potem nawet postawiono płot. Krzyż jednak nie zniknął. Przykryto go później żelazną, ażurową kopułą. W jego obrębie nadal rośnie tylko mech, czym wyraźnie odróżnia się od otaczającej trawy. Mimo to, przeprowadzone badania naukowe próbek ziemi z obrębu krzyża nie wykazały nic szczególnego. Wykluczono też fałszerstwo przy użyciu środków chwastobójczych.

Czy to tylko przypadkowe zbieżności? Co uznać za cud, a co „tylko” za niewyjaśnione zjawisko?

Teologowie, w celu zbadania, czy dane zjawisko można traktować jako cud, opracowali trzy etapy jego weryfikacji. Pierwszy, to weryfikacja naukowa, polegająca na stwierdzeniu, czy zjawisko daje się wytłumaczyć naukowo. Jeśli nie, następuje weryfikacja filozoficzna, czyli mówiąc w uproszczeniu, jeśli zjawisko jest niewytłumaczalne przez naukę, pozostaje odwołanie się do nieznanych jeszcze sił natury albo do sił ponadnaturalnych. Jest, oczywiście, możliwe, że zjawisko podlega jakiemuś prawu natury, którego jeszcze nie znamy. Ale jest też oczywiste, że to nieznane prawo nie może być sprzeczne z już znanymi. Dokładna analiza może więc w niektórych przypadkach wykazać, że dane zjawisko nie może być efektem działania praw natury, zarówno znanych, jak i nieznanych. Pozostają wówczas tylko siły ponadnaturalne. I wreszcie trzeci etap weryfikacji – weryfikacja teologiczna. Aby jakieś zjawisko można było uznać kanonicznie za cudowne, trzeba uwzględnić kontekst religijny, a zwłaszcza wykazać, że nie jest sprzeczne z dogmatami wiary.

Postęp nauki skłania do ostrożności również Kościół. Pouczający może być przykład paranormalnych uzdrowień w Lourdes. Z ok. 6 tys. uzdrowień, jakie miały miejsce w latach 1858-1972 Kościół uznał za cudowne 62. Ale od wielu lat – już żadnego. Trudno podejrzewać, by wyczerpała się cudowna moc tamtejszej wody. Zatem jest to skutek rozwoju medycyny, która przypadków dawniej nieuleczalnych już za takie nie uważa.

Anonimowy przedstawiciel Kurii rzymskiej powiedział w 1977 r. dziennikarzowi „Die Welt”, że w samych Włoszech jest około dwustu osób przeżywających objawienia Matki Boskiej, dlatego Kościół musi w tej kwestii zachować daleko posuniętą ostrożność.

Nie sposób choćby pobieżnie przedstawić argumentów za i przeciw wierze w objawienia maryjne. Wierni nie mają wątpliwości. Sceptycy będą zapewne zawsze twierdzić – podobnie jak ludzie negujący istnienie UFO, których mogłoby przekonać jedynie wylądowanie latającego spodka na trawniku przed Białym Domem lub na placu Czerwonym w Moskwie – że uwierzą, kiedy Madonna objawi się na placu Św. Piotra w Rzymie. Ale czy o to chodzi w religii? Chrześcijaństwo – i nie tylko ono, rzecz jasna – opiera się przecież na wierze; nie na dowodach.