Trudno o ekosystem bardziej wszechstronnie wykorzystywany przez człowieka niż lasy. Pełnią one funkcje rekreacyjne, odgrywają istotną rolę w gospodarce, a przede wszystkim – stanowią niezwykle ważne ogniwo ekologiczne całej planety. A mimo to traktujemy je często po macoszemu: wycinamy, zatruwamy, zaśmiecamy.

 

Do niedawna jeszcze, zanim nastała moda na papier ekologiczny, druk wielkiego dziennika wymagał wycięcia rocznie 400 ha lasu. W latach 60. weekendowe wydanie „New York Timesa” ukazywało się kosztem przerobienia na papier drewna z ponad 70 ha lasu. Już w latach 50. gorzko żartowano, że gdyby w skali globu udało się zlikwidować analfabetyzm, trzeba byłoby wyciąć wszystkie lasy, aby zapewnić prasę i książki dla tylu czytelników. Dwieście lat wycinania lasów w Ameryce Północnej sprawiło, że ich powierzchnia zmalała ze 170 mln ha do 8 mln. Zaledwie niespełna jedna dziesiąta z nich to lasy bliskie pierwotnym. Co prawda, w Stanach Zjednoczonych jest obecnie więcej lasów niż przed stuleciem, ale ich struktura jest już zupełnie inna. W miejscu dawnych lasów mieszanych rosną teraz przeważnie monokultury drzew iglastych, znacznie bardziej podatne na rozmaite niekorzystne czynniki, jak choroby czy zanieczyszczenia. Kanada nadal może się poszczycić wielką powierzchnią lasów dochodzącą do 40 proc. Tym niemniej, jest to znacząco mniej od stanu sprzed osiedlenia się tam Europejczyków.

Stan lasów w Europie nie jest jednolity. W poprzednim stuleciu uległ pewnej poprawie w Europie Zachodniej. Niestety, na południu, w krajach śródziemnomorskich o historii sięgającej głębokiej starożytności, większość lasów już dawno zamieniła się w łąki i pastwiska. W Grecji, na przykład, lasy pokrywają obecnie zaledwie kilkanaście procent powierzchni, a silnie zalesiona niegdyś Hiszpania ma ich niewiele więcej.

Nie bez grzechu jest i leśnictwo w krajach rozwiniętych. Dominuje wciąż model „wykorzystania” lasu na potrzeby człowieka, podobnie jak wykorzystuje się plony z pól uprawnych. Stąd wyręb na coraz większą skalę, uzasadniany często nie względami ekonomicznymi, lecz ochronno-higienicznymi. Nasiliło się to ostatnio, niestety, zwłaszcza w naszym kraju. Wie o tym każdy, kto lubi wybrać się do lasu na spacer.

Wprawdzie pod koniec ubiegłego wieku tempo ubywania lasów w strefie umiarkowanej nieco zmalało w stosunku do prognoz, ale zaledwie o 10 proc., a ponadto i tak jest zatrważające – rocznie wycina się średnio 9-10 mln ha.

Smutek tropików

Szczególną wartość dla całej planety mają tropikalne lasy deszczowe. Są nie tylko „zielonymi płucami Ziemi”, ale stanowią dom niezliczonej liczby gatunków żywych istot. Mieszka tam co najmniej połowa wszystkich gatunków, a może nawet 90 proc.

Lasy tropikalne i lasy stref umiarkowanych są bardzo odmiennymi środowiskami. Te drugie wyrosły na glebach przekształconych przez lodowce i wzbogaconych w składniki mineralne. Te pierwsze natomiast rosną na glebach płytkich i ubogich. I w tym tkwi główny problem. Lasy stref umiarkowanych, dzięki dużej zawartości w glebie składników odżywczych, mogą zregenerować się szybciej i łatwiej. Wycięcie lasu tropikalnego sprawia, że z ekosystemu znikają niemal wszystkie składniki odżywcze, bowiem znajdują się one w samym lesie. Niesie to ze sobą dwa podstawowe niebezpieczeństwa: kiepska gleba utrudnia regenerację lasu, a ponieważ w lasach tropikalnych żyje tak wiele gatunków – o wiele więcej niż w lesie stref umiarkowanych – giną one wraz z wycinanymi drzewami.

Specjaliści szacują, że powrót lasów tropikalnych do stanu sprzed rozpoczęcia ich eksploatacji przez ludzi – gdybyśmy już teraz zaprzestali ich wycinania – mógłby potrwać aż 100 mln lat! To znacznie więcej, niż upłynęło czasu od wymarcia dinozaurów.

Większe obszary lasów tropikalnych zachowały się tylko w trzech rejonach Ziemi. To Amazonia, Afryka centralna, zwłaszcza Kongo, oraz Azja Południowowschodnia – Indonezja, Malezja i Papua Nowa Gwinea. Smętne resztki rozsiane są po globie w pasie międzyzwrotnikowym: od Ameryki Środkowej i Brazylii, poprzez zachodnią Afrykę i Madagaskar, po Indie, Indochiny, Filipiny i północno-wschodnią część Australii.

Dlaczego wycinamy lasy? Powodów nie brakuje. Powiększająca się liczba ludności, pozyskiwanie drewna na opał, intratny handel drewnem, szczególnie rzadkim, powiększanie obszaru pastwisk i areału ziem uprawnych. Większość ludzi na Ziemi gotuje posiłki wykorzystując drewno. W niektórych rejonach pozostaje ono nadal jedynym surowcem opałowym.

Do wzrostu tempa karczowania lasów przyczynił się wydatnie postęp techniczny: coraz lepsze i wydajniejsze maszyny, nowe drogi przecinające wcześniej niedostępne obszary.

Wyręb jest tylko jednym z czynników niszczących lasy. W krajach nieuprzemysłowionych jest nim również wypalanie. Stosuje się je tradycyjnie w Afryce, jako sposób na pozyskanie ziemi uprawnej bądź na zwiększenie powierzchni sawanny, na której wypasane jest bydło. Częste pożary uniemożliwiają powrót drzew, utrwalając stan wylesienia. W temperaturze kilkuset stopni ginie, rzecz jasna, wiele organizmów niezdolnych do wystarczająco szybkiej ucieczki.

Praktyka ta nie zawsze wszakże przynosi szkody. Lasu wprawdzie ubywa, lecz tworzenie pastwisk zabezpiecza glebę przed erozją, co ma niebagatelny wpływ na stan ekosystemu. Samo wylesianie natomiast powoduje często spłukiwanie przez deszcze wierzchniej warstwy gleby, zmianę stosunków wodnych i w rezultacie klęskę ekologiczną. Najbardziej spektakularnym przykładem z ostatnich dziesięcioleci był niewątpliwie Dust Bowl – okres burz pyłowych z lat 30. XX w. na Wielkich Równinach USA, spowodowanych w dużej mierze erozją gleby w wyniku nadmiernej eksploatacji rolniczej tych obszarów.

Zagrożone bogactwo

Lasy deszczowe giną w tempie 1,5 akra na sekundę. W ostatniej dekadzie XX w. corocznie powierzchnia lasów w tropikach zmniejszała się o 14,5 mln ha. Jeśli nic się nie zmieni, znikną całkowicie w ciągu pierwszych dekad obecnego wieku. Na co dzień nawet sobie nie uświadamiamy, jak wiele Ziemia wraz z nimi utraci.

Jest powiedzenie, że im dalej w las, tym więcej drzew. Ale to tylko część prawdy. Las naturalny to nie same drzewa; to cały, złożony ekosystem. Kiedy giną drzewa, zagrożone są wszystkie organizmy żyjące pośród nich i w związku z nimi. Za przykład może posłużyć jedna z filipińskich wysp – Cebu. Lasy zniknęły z niej już sto lat temu. W rezultacie ostał się tam tylko jeden endemiczny gatunek ptaków.

Z substancji zawartych w roślinach i zwierzętach lasów tropikalnych – choć, oczywiście, nie tylko tropikalnych – pochodzi wiele leków. Ich wykorzystanie uratowało życie bądź przyniosło ulgę w cierpieniu wielu ludziom. A ile potencjalnych leków kryje się jeszcze w gęstwinie dżungli? Pojawiają się jednak niekiedy trudne do rozstrzygnięcia problemy. Czy dla wyprodukowania dawki leku na raka, mogącej wyleczyć jednego pacjenta, warto zniszczyć kilka wyjątkowo rzadkich, starych drzew, rosnących tylko w jednym miejscu na Ziemi? Łatwo odpowiedzieć, że nie, ale jeśli sami staniemy przed podobnym dylematem?

I jeszcze jedna sprawa, o której często zapominamy. W lasach tropikalnych żyją wciąż ludzie. Szacuje się, że jest ich kilkadziesiąt milionów, ale dni tych tubylczych enklaw wydają się policzone, pomimo rozmaitych działań na rzecz ochrony ich dziedzictwa kulturowego.

Las znaczy świat

Wycięcie lasów tropikalnych – samo w sobie będące katastrofą – spowoduje też dalsze katastrofalne skutki. Na obszarze wylesionym przyspieszona erozja niszczy cienką warstwę gleby. Badania w Afryce wykazały, że tempo ubywania wierzchniej warstwy gleby na terenach, gdzie doszło do wyrębu lasu, rośnie gwałtownie ? o ile przed wycięciem drzew roczny postęp erozji utrzymywał się na poziomie 0,3 t na ha, o tyle po wycince osiągał 90 t na ha.

W gęsto zaludnionej Azji, gdzie wyręb lasów prowadzi się od wieków, jeśli nie tysiącleci, erozja wpływa na życie miliardów ludzi. W Indiach deszcz i wiatr na obszarach pozbawionych lasu niszczy rocznie 6 mld t gleby. Co gorsza, spłukiwana do rzek gleba zamula rzeki przyczyniając się w rezultacie do występowania wielkich powodzi. Ich widownią jest często Bangladesz.

Jeszcze ważniejsze, być może, z globalnego punktu widzenia jest inne niebezpieczeństwo związane z utratą lasów. Jak wykazano, ekosystemy leśne pochłaniają znaczny odsetek dwutlenku węgla odprowadzanego do atmosfery, co wpływa na spowolnienie – przynajmniej w krótkiej perspektywie – efektu cieplarnianego. Europejskie lasy są w stanie zaabsorbować rocznie około 10 proc. dwutlenku węgla; najistotniejszą rolę odgrywają tu leśne torfowiska i gleby. A skoro tak, należałoby nie tylko zadbać o nieuszczuplanie powierzchni leśnej, ale też ją powiększać, zalesiając nieużytki i grunty pouprawowe. Naukowcy służby leśnej w Stanach Zjednoczonych oszacowali, że zalesianie ugorów sprawiło, iż w ciągu ostatniego półwiecza nowo powstała biomasa roślinna zaabsorbowała jedną czwartą dwutlenku węgla wyemitowanego w tym czasie przez amerykański przemysł. Gdyby posadzić las na wszystkich ugorach w USA, niemal połowa całej ilości powstających w kraju związków węgla, zamiast trafić do atmosfery, zostałaby uwięziona w roślinach.

W skali planety nie wystarczy wszakże zalesianie krajów uprzemysłowionych. Trzeba też, aby państwa leżące w strefie międzyzwrotnikowej zaprzestały masowego wycinania swoich lasów. Lasy tropikalne potrafią bowiem usunąć z atmosfery od 1,5 do 2,5 raza więcej dwutlenku węgla niż lasy strefy umiarkowanej. Bez nich nie ma mowy o walce z globalnym ociepleniem. Tym bardziej, że powierzchnia Ziemi nie jest z gumy i terenów pod zalesianie kiedyś zabraknie. Jak się szacuje – może nawet w połowie obecnego wieku.

Ożywcza choroba

Postępujące wylesianie jest spowodowane nie tylko świadomym działaniem człowieka, ale jest też skutkiem jego aktywności na innych polach. Wiąże się bowiem z zanieczyszczeniem atmosfery, gleby i wody, co sprawia, że drzewa, a niekiedy i całe lasy, chorują i giną.

Choroby drzew nie zawsze jednak bywają zjawiskiem niepożądanym. Okazuje się, że w chorych i umierających drzewach bytuje bądź znajduje schronienie wiele leśnych stworzeń: ptaki, gady, a nawet małe ssaki; nie mówiąc już o licznych owadach. Stąd też u schyłku ubiegłego wieku narodził się w Stanach Zjednoczonych pomysł… celowego zakażania drzew pasożytniczymi grzybami. Chodziło o zwiększenie populacji dzięciołów, które wykuwają dziuple w drzewach starych i chorych, o próchniejących pniach, a ponadto żywią się larwami owadów bytujących w takich samych, osłabionych chorobą drzewach. Tymczasem gospodarka leśna powoduje, że drzewa chore są szybko wycinane; często zanim zdążą przerodzić się w siedliska dzięciołów. Naukowcy doszli więc do wniosku, że należy wywołać próchnienie niektórych drzew, przyspieszając naturalny proces, zanim dany obszar lasu zostanie objęty cięciami sanitarnymi.

Uczyniono to w ten sposób, że kawałki drewna moczono w roztworze płynnej hodowli hub – grzybów infekujących drzewa – a następnie wkładano je w otworzy wywiercone w pniu. Powodowało to rozwój grzybów, które z kolei przyspieszały powstawanie próchnicy. Program okazał się sukcesem – po pewnym czasie na zakażonych drzewach osiedliły się dzięcioły.

Mniej drewna w drewnie

Konieczności wycinania lasów na potrzeby przemysłu papierniczego, meblarskiego czy na opał nie da się długo bronić w sytuacji, kiedy pojawia się coraz więcej możliwości pozyskiwania odpowiedniego surowca z innych roślin. W Europie szansą na ograniczenie wyrębu lasów może być uprawa specyficznej odmiany trawy – miskanta olbrzymiego. Roślina ta osiąga 3,5 m wysokości, a z jednego hektara można zebrać do 30 t suchej masy, doskonałej do wyrobu papieru czy do ogrzewania domów. Miskant olbrzymi został wyhodowany w Danii, w wyniku skrzyżowania dwóch gatunków miskanta rosnącego w stanie naturalnym na Dalekim Wschodzie, i korzysta z niego wiele duńskich gospodarstw domowych.

Co ważne, gatunek ten może rosnąć nawet na glebach skażonych różnego rodzaju zanieczyszczeniami, na których nie powinno uprawiać się roślin o przeznaczeniu spożywczym, a tak czyni się także i w naszym kraju. Tereny te można byłoby przeznaczyć pod uprawę miskanta olbrzymiego, który ma tę właściwość, że znaczną część zanieczyszczeń pobranych z gleby zatrzymuje w korzeniach i kłączach, których się nie wykorzystuje.

W cieplejszych strefach globu można uprawiać inne gatunki szybko rosnących traw, krzewów czy drzew, zaspokajających przynajmniej w części potrzeby przemysłu papierniczego bądź przeznaczonych na cele grzewcze. Szczególną uwagę warto zwrócić na kilka gatunków roślin motylkowatych występujących w tropikach. Na przykład, uprawiana w Indonezji kaliandra dorasta w ciągu roku do 5?6 m wysokości i już wówczas nadaje się do pozyskania drewna. A są i gatunki rosnące jeszcze szybciej i wyżej.