Są na świecie rzeczy, o jakich nie śniło się filozofom. Ta stara prawda potwierdza się nieustannie, choć wydawałoby się, że wszystko już zostało odkryte, zmierzone i opisane. Lecz w zakamarkach muzeów, w prywatnych kolekcjach, a nawet w terenie, gdzie każdy może je zobaczyć, spoczywają artefakty, które rzucają wyzwanie „mędrca szkiełku i oku”. Nic nie wiadomo o ich pochodzeniu, o twórcach, a nawet o epoce, z jakiej miałyby się wywodzić.

Są wśród tych tajemniczych obiektów rzeczy ogromne, jak długie na setki metrów rysunki na płaskowyżu Nazca w Peru. Są też mikroskopijne, jak znajdowane na Syberii kółka zębate i trybiki nieznanego pochodzenia, widoczne tylko pod silnym powiększeniem i przypominające odpady z pracowni jakiegoś szalonego zegarmistrza.

Ale jest kilka przedmiotów wyjątkowych, wywierających szczególnie silne wrażenie. Obiektem godnym tego, aby znaleźć się wśród trofeów Indiany Jonesa jest niewątpliwie jeden z najbardziej intrygujących artefaktów, jaki kiedykolwiek wpadł w ludzkie ręce. To kryształowa czaszka Majów.

Czerep z aurą

W 1970 r. w Muzeum Indian Amerykańskich w Nowym Jorku można było podziwiać kryształową czaszkę naturalnych rozmiarów. Wykonana z jednego kawałka kryształu górskiego, ma wewnątrz żyłki i otwory, a pewne detale sugerują, że modelem była czaszka kobiety. Dolna szczęka jest oddzielona i ruchoma. Łuki policzkowe mają wydrążone kanaliki dla wpadających promieni światła, a podstawa czaszki jest pocięta, tworząc pryzmat, co daje razem fantastyczne efekty świetlne.

Czaszka ma 12,7 cm wysokości, 17,8 cm długości i 12,7 cm szerokości.

Została rzekomo odkopana w ruinach miasta Majów Lubaantun, w 1927 r., przez Annę Mitchell-Hedges, adoptowaną córkę znanego badacza i podróżnika Fredericka Mitchella-Hedgesa. Ze względu na szacunek, jakim cieszy się rodzina, miejsce oraz okoliczności odkrycia nie są kwestionowane, ale pochodzenie czaszki wciąż budzi wątpliwości.

Ludy Ameryki Środkowej często posługiwały się motywem czaszki, co było związane z ich wierzeniami dotyczącymi śmierci i powtórnych narodzin. Na tych terenach znajduje się czaszki z muszli, kości, gliny, drewna, kwarcu. Jednak żadna nie może równać się artyzmem z czaszką z Lubaantun.

Badana pod mikroskopem nie wykazuje żadnych śladów obróbki. Jednak ręczne ścieranie kwarcu i wymodelowanie szczegółów, włącznie z otworkami i żyłkami wewnętrznymi, zabrałoby – jak oszacowano – 150 lat żmudnej pracy. Nie mówiąc już o tym, że kwarc, choć twardy, jest niezwykle kruchy i każdy nieostrożny ruch narzędzia mógłby spowodować rozpryśnięcie się rzeźby na kawałki.

Podobno Indianie, którzy pracowali podczas wykopalisk w Lubaantun, na widok czaszki padli na kolana, całowali ziemię i modlili się. Frank Dortland, restaurator zabytków, który przez sześć lat przeprowadzał z czaszką różne doświadczenia, stwierdził, że pewnego razu ujrzał ją otoczoną świetlistą aurą. Czasami w jej wnętrzu ukazywały się obrazy, przedstawiające twarze, maski, góry i inne rzeczy. W domu państwa Dortland miały się rozlegać wysokie, czyste dźwięki, jakby małych dzwoneczków.

Niestety, w czasie trwającej rok wystawy w Muzeum Indian Amerykańskich nie zaobserwowano żadnych cudownych zjawisk.

Kręgle bogów

Tajemnice zdają się być naturalnym atrybutem Ameryki Środkowej, dawnego kraju Tolteków, Olmeków, Majów i Azteków, aby wymienić tylko najbardziej znane ludy zamieszkujące ten obszar.

W 1945 r. w meksykańskim stanie Veracruz, na terenie liczących ok. 3 tys. lat ruin olmeckich, doktor Matthew W. Stirling odkrył liczne bazaltowe kule o średnicy ok. 80 cm. Później, w pobliżu Palmar Sur (Costa Rica), znalazł znacznie większe, granitowe, przekraczające wzrost dorosłego mężczyzny. Były pogrupowane w rzędy i ułożone w zawiłe konfiguracje.

W 1967 r. Stirling otrzymał telefon od inż. Ernesta Gordona, który natknął się w Meksyku na kilka olbrzymich kul o rozmiarach od 1,8 do 2,5 m, na zboczu góry w stanie Jalisco, w pobliżu starej kopalni srebra, zwanej Piedra Bola.

Stirlin i Gordon zorganizowali ekspedycję, do której przyłączyła się Doris Stone, autorka pierwszego naukowego artykułu poświęconego zagadce kamiennych kul z Costa Rica. Znaleziono częściowo zakopane 22 kule, tworzące foremny prostokąt.

Jeden z miejscowych kopaczy wyjawił, że w Aqua Blanca, zaraz za szczytem wzgórza, jest mnóstwo takich kul. Znaleziono tam ich setki, większość o średnicy 1,8 m. Ale wydawało się ich zbyt wiele, aby mogły być dziełem ludzi. Wezwano do pomocy geologów i w marcu 1968 r. wyjaśniono zagadkę kul z Aqua Blanca. Okazało się, że powstały one 40 mln lat temu, w trzeciorzędzie, na skutek krystalizacji wyrzuconego w powietrze tufu wulkanicznego.

Ale granitowe kule z Costa Rica są ponad wszelką wątpliwość dziełem człowieka. Skała granitowa nie tworzy bowiem w sposób naturalny formy kulistej.

Kopalnie Atlantów?

Pozostańmy na półkuli zachodniej. Okazuje się, że i Ameryka Północna ma swoje tajemnice.

W rejonie Jeziora Górnego w Kanadzie odkryto starożytne kopalnie miedzi. Nie znaleziono śladów zamieszkiwania w pobliżu ludności osiadłej. Tradycja indiańska także nic nie mówi o kopalniach. Czyżby ktoś przypływał z daleka, by wydobywać miedź? Z jak daleka?

Dr Eiler L. Henrickson, prof. geologii w Carleton College Northfield w Minnesocie, uważa za możliwe, że część starogreckiej miedzi pochodzi z Kanady. Prawdopodobnie 5?6 tys. lat temu jakaś wysoko rozwinięta cywilizacja wydobywała tam miedź.

Znajduje się tam co najmniej 5 tys. szybów prymitywnych kopalń. Długość największych wynosi od 10 do 12 m. Głębokość – niespełna 3 m.

Jest to jedyne miejsce na świecie, gdzie znajdują się olbrzymie złoża miedzi rodzimej – bryłek i dużych kawałków czystego metalu. Zazwyczaj miedź jest zmieszana z innymi składnikami i minerał musi być oczyszczony dla wydzielenia metalu. Tymczasem miedź rodzima da się przekształcać od razu, przy pomocy młotka, lub łączyć z cyną dla otrzymania brązu.

Ilość wydobytej miedzi oblicza się na 45 do 225 tys. ton. Ale nawet to najniższe wydobycie, zdaniem Henricksona, przerastało możliwości wchłonięcia surowca przez rynek obu pierwotnych Ameryk.

Fakt, że nie znaleziono grobów i osad górników świadczy na korzyść teorii, że to jacyś przybysze wydobywali metal. Określenie wieku na 5?6 tys. lat pochodzi z datowania węgla drzewnego znalezionego w szybach pod grubymi zwałami miedzi.

Najbardziej prawdopodobna hipoteza wskazuje na Greków, którzy potrzebowali dużo miedzi. Na Cyprze są złoża, ale w postaci minerałów. Brak dowodów, że Grecy importowali miedź z Afryki Północnej.

Od lat entuzjaści starają się znaleźć potwierdzenie tzw. teorii dyfuzjonizmu. Głosi ona, iż starożytne cywilizacje pływały tam i z powrotem po wszystkich oceanach świata, bez problemu przenosząc wiedzę i umiejętności z kontynentu na kontynent. Również do – odkrytej rzekomo dopiero przez Wikingów – Ameryki. Ale jaka wysoko rozwinięta cywilizacja, zdolna do przepłynięcia Atlantyku i transportu olbrzymich ilości metalu, istniała 6 tys. la temu?

Zapomniana technologia

Synonimem tajemnicy zawsze był Wschód. Do dziś Indie wydają się krajem jakby żywcem wydartym historii. Stanowią od lat Mekkę wszystkich poszukiwaczy przygód i zagadek.

Na przedmieściach Delhi, wśród ruin budowli Kutub Minar, stoi żelazna kolumna, wysoka na 8 m. Liczy sobie prawie 1600 lat. Zbudowana została prawdopodobnie około 415 r., przez króla Kumaraguptę I, na cześć jego ojca Czandragupty II. Zachowany do dziś walec był jedynie cokołem, na którym stał posąg Garudy – człowieka-ptaka, rumaka Wisznu. Posąg wprawdzie zaginął, ale sama kolumna jest nie mniej interesująca.

Dlaczego? Ano, dlatego, że… nie rdzewieje.

Kolumny nie badano naukowo, więc nie wiadomo, czy została odlana w całości, czy zbudowana na drodze zespolenia kręgów. Trudno jednak uwierzyć, by ówcześni metalurdzy potrafili odlać 10-tonowy walec z nierdzewnego żelaza.

Do stopienia żelaza potrzeba temperatury 1530 st. C. Aż do XIV w. znano tylko prymitywne dymarki, których temperatura pozwalała zmienić żelazo w ciastowatą masę, ale uniemożliwiała uzyskanie żelaza odpowiedniej jakości.

Dopiero w XVIII w. całkowicie stopiono żelazo, jednak bryły nie były cięższe od kilkudziesięciu kilogramów. Nawet dziś trudno uzyskać niepodatne na korozję żelazo metodą prostego odlewania na wolnym powietrzu.