Od ponad tysiąca lat Polska jest krajem chrześcijańskim. Mało kto jednak uświadamia sobie, że dziesięć wieków okazało się za mało, by zatarły się tradycje z czasów jeszcze wcześniejszych. Nawet w tak – wydawałoby się – arcychrześcijańskie święto, jak Wielkanoc, pogańska przeszłość daje o sobie znać rytuałami, których pierwotne znaczenie już dawno popadło w niepamięć. I tak oto, w te jedne z najważniejszych świąt roku mieszają się po dziś dzień – ongiś śmiertelnie ze sobą wojujące – pogaństwo i chrześcijaństwo. A wszystko to przyprawione ludową fantazją.

 

W Pietrowicach Wielkich, nie opodal Raciborza, w Poniedziałek Wielkanocny ludzie gromadnie wsiadają na koń (lub na bryczki, wozy itp.) i wyruszają z krzyżem i kościelnymi chorągwiami na objazd pól. Zwyczaj ten, poza zewnętrzną symboliką, nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Jest raczej echem pogańskich obrzędów związanych z przywoływaniem wiosny i przepędzaniem zimy, a wraz z nią złych mocy.

Złe moce i demony to relikt dawnego świata pogan. Chrześcijańskie zło uosabia Szatan, upadły anioł, antyteza Boga, który wszakże stanowił dla prostego ludu pojęcie nazbyt abstrakcyjne i skomplikowane. Toteż ów bezpostaciowy Duch Zła przeistoczył się w diabły – ni to straszne, ni to śmieszne istoty z ogonami, rogami i kopytami, czyli – nie wiedzieć dlaczego – wszelkimi cechami… roślinożerców. Takie zło przez małe „z”, wodzące na pokuszenie pijaków w karczmie, było bardziej swojskie, bliskie i czasami nawet można je było oszukać, wystrychnąć na dudka. Bardziej też przypominało pogańskie duchy i demony, a pamięć o nich tak naprawdę nigdy nie wygasła, nawet jeśli nie była świadomie artykułowana.

Wyrazem tej ambiwalencji chrześcijańsko-pogańskiej jest wiele ważniejszych i mniej ważnych rytuałów związanych z Wielkanocą. Na przykład, wiejski zwyczaj nakazywał, aby w Wielką Sobotę po przyjściu z kościoła (tradycja chrześcijańska) trzy razy obejść ze święconym dom dla odpędzenia złych mocy (tradycja pogańska).

Egzekucja śledzia

Tradycyjnym aspektem chrystianizmu jest asceza, czyli – w dzisiejszych realiach – przede wszystkim Wielki Post. Choć na pozór nie ma tu miejsca na szczególną dowolność, ludowa pomysłowość także i ten okres zadumy i pokory ozdobiła szeregiem obrzędów, niekiedy pełnych humoru.

Post przed Świętem Zmartwychwstania Pańskiego rozpoczyna się w środę popielcową. Podczas mszy księża posypują głowy wiernych popiołem ze spalonych ubiegłorocznych palm wielkanocnych. Przypominają przy tym, że prochem jesteś i w proch się obrócisz. W dawniejszych czasach popiół pochodził z ognisk, a nawet, podobno, z kości ludzkich. Miało to jeszcze silniej symbolizować przemijanie rzeczy doczesnych i skłaniać do skruchy za grzechy.

Obecnie niewiele osób ściśle przestrzega postu, lecz dawny lud polski czynił to dość skrupulatnie. Rezygnowano z jedzenia mięsa, tłuszczów zwierzęcych, nabiału i cukru. Głównym daniem w czasie Wielkiego Postu był żur z mąki żytniej. Oprócz niego ziemniaki, kasza, owoce, solone śledzie. Osoby wyjątkowo pobożne ograniczały się w niektóre dni do suchego chleba. Najściślejszy post obowiązywał w Wielki Piątek. Niektórzy całkowicie rezygnowali tego dnia z posiłków. Nie prowadzono spraw sądowych, nie organizowano polowań.

Przy takich wyrzeczeniach trudno się dziwić, że postne dania stawały się tak znienawidzone, iż miano ochotę je „zabić”. Kiedy post się kończył z chałup wynoszono garnki z żurem, rozbijano je kijami i z okrzykami radości grzebano w dołach. Śledzie czekał bardziej spektakularny koniec: całe ryby bądź sam szkielet wieszano na drzewach. Po tej „egzekucji” można było czynić przygotowania do wielkiej uczty, oficjalnie kończącej post.

Palma na śpiochów

Charakterystycznym elementem Świąt Wielkanocnych są palmy. Niedziela Palmowa, rozpoczynająca Wielki Tydzień, została nazwana tak z powodu liści palm, jakie rzucano pod nogi wjeżdżającemu do Jerozolimy Jezusowi. W dawnej Polsce dzień ten nazywano Niedzielą Kwietną lub Wierzbną, ponieważ gałązki wierzby zastępowały palmowe.

Palmy, po poświęceniu, obnosi się w procesji. W niektórych regionach Polski, szczególnie na Kurpiach i Podkarpaciu, palmy zupełnie nie przypominają tych, z którymi my idziemy do kościoła. Często wykonuje się tam ogromne, kilkumetrowe palmy, rywalizując o miano najpiękniejszej i najwyższej.

Zgoła nie chrześcijański był kiedyś zwyczaj… bicia się palmami wielkanocnymi. Ten, kto najwcześniej wstał w Niedzielę Palmową, mógł obić pozostałych, jeszcze śpiących. W trakcie procesji również uderzano się palmami ? na szczęście oraz dla dodania sobie siły i zdrowia.

Poświęcone palmy miały magiczną moc. Kiedy przybiło się palmę lub jej część nad drzwiami wejściowymi, chroniła domostwo przed pożarem i piorunami. Witkami wierzbowymi z poświęconych palm uderzano zwierzęta gospodarskie, aby krowy dawały dużo mleka, a psy nie zaraziły się wścieklizną. Mało tego – dawano dzieciom do połknięcia po jednej bazi, aby je zabezpieczyć przed infekcjami gardła.

Koszyk pełen symboli

Święcenie jadła, wody i ognia było kiedyś mniej symboliczne. Święcono wszystko, co zamierzano zjeść w Niedzielę Wielkanocną. Było to możliwe, gdyż nigdzie tych wiktuałów nie noszono – to ksiądz przychodził w sobotę do każdego domu i święcił jadło. Było to jednak dobre w dawniejszych czasach. Na przełomie XVIII i XIX w. zaganiani proboszczowie nie byli już w stanie sprostać tej tradycji i sytuacja uległa odwróceniu – teraz wierni podążali do kościoła, aby poświęcić wiktuały, i – rzecz jasna – nie mogli już zabierać ze sobą całej spiżarni.

Obecnie do koszyczka ze święconym wkładamy przede wszystkim baranka, chleb, jajko i sól. Niekiedy także inne produkty, np. chrzan i masło. Oto jak w XVIII w. tłumaczono tę symbolikę: baranek przypomina o Chrystusie, a chorągiewka – o Jego triumfie; jaja symbolizują dwukrotne odrodzenie ludzkości przez Chrystusa, ponieważ kura „rodzi dzieci” jakby dwukrotnie; raz znosząc jajo i drugi raz – wysiadując je; chrzan przypomina o gorzkim dniu śmierci Jezusa, a masło – że ta gorycz Męki Chrystusowej zamieniła się w słodycz Zbawienia.

Symbolika ta i jej dość karkołomna interpretacja wydają się nieco naciągane. Żywność pełniła w dawnych społeczeństwach ogromną rolę, nic zatem dziwnego, że imano się wszelkich magicznych zabiegów mogących pomnożyć obfitość pożywienia. Wielkanocna święconka jest przykładem takiego połączenia elementów pogańskich z chrześcijańską symboliką. Być może dzięki temu magia stawała się podwójnie skuteczna.

Jajkiem w złe moce

Chrześcijaństwo zwyciężyło w starciu z pogaństwem również dlatego, że zaakceptowało przywiązanie prostego ludu do prastarych obrzędów. Szczególną moc, na przykład, ludzie od dawna przypisywali wodzie: rzekom i jeziorom. Ta pamięć tliła się przez wieki przybrana w chrześcijańskie symbole.

W Wielki Piątek podążano nad rzeki i jeziora – na pamiątkę przekroczenia przez Chrystusa rzeki Cedron – i dokonywano ablucji: myto twarz, aby cera stała się zdrowsza, a nawet przepłukiwano zęby, żeby się nie psuły. Woda, jak wierzono, stawała się tego dnia lekiem na wiele chorób, np. na padaczkę. Jeśli ktoś chory na padaczkę pozostał w domu, woda przyniesiona z rzeki mogła go uleczyć, pod warunkiem wszakże, że wykąpał się w tym samym ubraniu, w którym miał pierwszy atak. Później wodę trzeba było odnieść i wylać do tej samej rzeki, z której została zaczerpnięta.

Warto porównać te wierzenia z tym, co do dziś obserwujemy w Indiach, kiedy miliony Hindusów kąpią się corocznie w świętej rzece Ganges.

Reliktem pogańskiej przeszłości potomków Lecha są zapewne również pisanki. Pierwsze wzmianki o nich spotykamy już w X w., ale z pewnością znane były wcześniej. Jajek używano nie przypadkiem – powszechna była wiara w ich moc magiczną odpędzania złych duchów. Zakopywano je w ziemi, by zapewnić sobie urodzaj, umieszczano w węgłach budowanych domów, aby zabezpieczyć je przed złymi mocami. Nieprzypadkowe były również kolory, na jakie malowano jajka, ale ich symbolikę tłumaczono zgodnie z naukami chrześcijaństwa: barwy niebieska i fioletowa oznaczały żałobę Męki Pańskiej; zielona, brązowa i żółta – radość zmartwychwstania; czerwona – krew Jezusa.

Święta Wielkanocne mają w Polsce szczególny walor, nie spotykany już w większości krajów Europy. We Francji, na przykład, obchodzi się je skromnie, raczej jako dni wolne od pracy niż ważne wydarzenie. Wiele z tego polskiego kolorytu zawdzięczamy właśnie ludowym obrzędom, często o przedchrześcijańskich, pogańskich korzeniach.