Noc z 31 grudnia na 1 stycznia wydaje nam się szczególna. Choć stanowi tylko dość arbitralnie ustaloną cezurę między starym a nowym rokiem, przypisujemy jej o wiele głębsze znaczenie. W skrajnych przypadkach – przy zmianie tysiąclecia czy nawet stulecia – sylwestrowy wieczór niesie ze sobą strach przed końcem świata. Nie świadczy to o wyjątkowości tych dat, lecz dobitnie pokazuje, że jesteśmy niewolnikami stworzonego przez siebie kalendarza.

 

Zawdzięczamy to najprawdopodobniej… rolnictwu. Prehistoryczni koczownicy – zbieracze i myśliwi – nie potrzebowali dokładnej rachuby dni i miesięcy. Nie musieli obliczać, kiedy nadejdzie czas siewów, a kiedy zbiorów, ponieważ nie uprawiali ziemi. Gdy na danym terenie żywność stawała się trudniej dostępna — po prostu przenosili się gdzie indziej. Wprawdzie znajdowane są artefakty – na ogół w postaci fragmentów kości z rozmaitymi nacięciami – co do których przypuszcza się, że stanowiły jakiś rodzaj prymitywnego kalendarza, służącego, być może, do określania, kiedy na danym obszarze pojawią się wędrujące stada zwierząt, bądź też do wyznaczania terminów nieznanych nam rytuałów religijnych, lecz jeśli nawet takie było przeznaczenie owych przedmiotów, to w codziennej egzystencji z pewnością powszechnie obywano się bez nich.

Rolnictwo przyniosło osiadły tryb życia, a z nim rozwarstwienie społeczne i nierówny podział dóbr. Kalendarz stał się niezbędny nie tylko do prac polowych, ale także dla potrzeb systemu podatkowego i życia społecznego. Przyczyny sakralne, m.in. konieczność obliczania terminów świąt i innych obrzędów, sprawiły, że starożytne cywilizacje wręcz prześcigały się w coraz to precyzyjniejszej rachubie czasu. Kalendarz Majów był tak dokładny, że równie precyzyjne obliczenie długości doby przekraczało możliwości nawet XIX-wiecznej nauki.

Reforma reformy

Obecny Nowy Rok przypadający 1 stycznia zawdzięczamy Juliuszowi Cezarowi. Przed nim Rzymianie obchodzili przełom roku w pierwszym dniu marca. Dowód na to zachował się do dziś w nazewnictwie miesięcy w wielu europejskich językach, np. angielski december to inaczej „dziesiąty”. Tymczasem teraz jest to grudzień, a więc miesiąc dwunasty.

Reformę rzymskiego kalendarza przeprowadził – z inicjatywy Cezara – aleksandryjski uczony Sozygenes, w 45 r. p.n.e. Przesunięcie Nowego Roku z marca na styczeń było tylko jednym z jej elementów. Reforma – jak to zwykle z reformami bywa – wzbudziła kontrowersje i gwałtowne sprzeciwy. Późniejsze Cesarstwo Wschodnie, Bizancjum, wprowadziło zwyczaj obchodzenia Nowego Roku 1 września, czego śladem jest po dziś dzień termin rozpoczęcia roku szkolnego. Natomiast Republika Wenecka aż do końca swego istnienia, czyli do 1797 r., celebrowała Nowy Rok po staremu – w pierwszym dniu marca.

Reforma juliańska nie rozwiązała wszystkich problemów z kalendarzem. Wręcz przeciwnie. Ustalony rok był odrobinę za długi, co sprawiało, że rozbieżności między wskazaniami kalendarza a czasem rzeczywistym stale rosły. Doszło wreszcie do tego, że pory roku zaczęły rozmijać się z kalendarzem. Niedogodności te szczególnie dotkliwie odczuwał Kościół, zwłaszcza w kwestii ustalania świąt ruchomych, takich jak Wielkanoc. Radykalną decyzję o nowej reformie podjął papież Grzegorz XIII w 1582 r. Z kalendarza usunięto 10 dni, w ten sposób, że po 4 października 1582 r. pojawił się od razu 15 października. Zmieniono także sposób liczenia lat przestępnych.

Reforma – czy trzeba to powtarzać? – wywołała nie mniejsze zamieszanie niż decyzja Juliusza Cezara półtora tysiąca lat wcześniej. Nowy kalendarz przyjął się od razu tylko w kilku krajach: Francji, Hiszpanii, Portugalii, Włoszech i… Polsce. Kościoły protestanckie nie chciały początkowo nawet słyszeć o papieskiej bulli. Spowodowało to ciekawą sytuację – podróżując po Europie „przeskakiwało się” po kilkanaście dni w jedną lub w drugą stronę kalendarza. Niemieckie kraje związkowe, w których religią państwową był protestantyzm, przyjęły kalendarz gregoriański dopiero w 1700 r.; podobnie jak Norwegia i Dania. Anglia uczyniła to w 1752 r.

Gregoriańska reforma zatriumfowała w pełni dopiero w XX w. W 1918 r. Rosja zrezygnowała z kalendarza juliańskiego, a później również kraje bałkańskie: Grecja, Serbia oraz Rumunia. Warto jednak dodać, że w Kościele prawosławnym nadal obowiązuje kalendarz juliański. A republika mnichów na półwyspie Athos funkcjonuje zgodnie z kalendarzem bizantyńskim, liczonym od początku świata, tj. od roku 5508 p.n.e.

Poza Europą kalendarz gregoriański przyjmował się z jeszcze większym opóźnieniem. Na przykład w Japonii zaczął obowiązywać w roku 1873, w Chinach w 1911, w Egipcie w 1928, zaś dopiero w 2016 r. wprowadziła go Arabia Saudyjska.

Kalendarzowy zawrót głowy

Nasz europocentryczny punkt widzenia sprawia, że sądzimy, iż Nowy Rok przypadający 1 stycznia jest datą uniwersalną. Tak jednak nie jest. Na świecie używa się około 40 różnych kalendarzy, a każdy z nich umiejscawia przełom roku inaczej.

W religii żydowskiej świat został stworzony w 3761 r. p.n.e. To wyznacza początek rachuby lat.

Podobnie jak w kalendarzu starorzymskim, Nowy Rok przypada u muzułmanów na marzec, tyle że nie na 1, lecz na 26. Rachują oni lata od hidżry, czyli ucieczki Mahometa z Mekki do Medyny, w roku 622. Kalendarz w krajach islamskich jest kalendarzem księżycowym, a nie słonecznym, jak nasz. Oznacza to, że rok jest o 11 dni krótszy od naszego.

Również w marcu rozpoczyna się nowy rok w Indiach.

Znacznie bardziej skomplikowana sytuacja panuje w innym wielkim kraju – Chinach. W zasadzie nie ma tam jednej daty, która byłaby punktem wyjścia do rachuby lat, początkiem ery w naszym rozumieniu. Tradycyjnie Chińczycy dzielą lata na 60-letnie cykle. Aż do lat 40. XX wieku, czyli do rewolucji komunistycznej, w Chinach, używano datowania według lat panowania kolejnych władców. Obecnie przyjęło się za początek rachuby lat kalendarzowych uznawać rok 2637 p.n.e. Natomiast zgodnie z rachubą cykliczną Chiny są w trakcie 78 cyklu, który zaczął się w 1984 r.

Milenium po wielekroć

Jeśli o omyłkach i rozbieżnościach kalendarzy mowa – najlepszym przykładem jest obecnie przez nas używany. Jest on obarczony błędem – można by rzec – założycielskim. Mierzymy czas od narodzin Chrystusa. Ale metryki urodzenia Chrystusa, rzecz jasna, nie ma. Skąd więc wiadomo, kiedy się urodził? Nowy Testament podaje sprzeczne informacje, w dodatku niedokładne. Opierając się na nich, w VI w. n.e. mnich Dionizy Mały (Dionisius Exiguus) ustalił datę urodzenia Chrystusa na 25 grudnia roku 753 ab urbe condita (a.u.c. – od założenia miasta, wg rzymskiej rachuby czasu). Niestety, uważa się powszechnie, że uczony braciszek pomylił się o kilka lat.

Przede wszystkim nie uwzględnił faktu, że Herod zmarł w roku 750 a.u.c., a przecież według ewangelii żył jeszcze, kiedy urodził się Jezus. Wynika z tego, że Jezus mógł przyjść na świat najpóźniej w 4 r. p.n.e. To pierwszy błąd. Drugi tylko częściowo stanowi winę Dionizego. Otóż, ustaliwszy datę rozpoczęcia nowej ery na 1 stycznia 754 a.u.c. (Jezus wprawdzie urodził się 25 grudnia 753 a.u.c., ale drobiazgowy mnich uznał, że lepszym początkiem będzie dzień, kiedy odbyła się uroczystość obrzezania) Dionizy przemianował go na 1 stycznia pierwszego Roku Pańskiego. Rzecz w tym, że został pominięty rok zerowy! To tak, jakbyśmy używali linijki, której skala zaczyna się od 1, a nie od 0.

Dlaczego jednak trudno obarczać Dionizego całkowitą odpowiedzialnością za to niedopatrzenie? Z prostego powodu – nie mógł wiedzieć, co to jest zero. Matematyka europejska w VI w. nie znała takiego pojęcia. Zera używali już wprawdzie Chińczycy, Egipcjanie, a nawet Majowie, ale do Europy trafiło dopiero pod koniec pierwszego tysiąclecia, za pośrednictwem Arabów. Co ciekawe, wielkim zwolennikiem zastosowania w matematyce zera był papież Sylwester II, którego pontyfikat przypadł na lata 999-1003 i który był świadkiem pierwszych kontrowersji związanych z trudnością ustalenia, czy przełom tysiącleci wypada w latach 999/1000 czy 1000/1001. Jak wiadomo, spory trwają do dziś.

Te i inne niejasności są zatem tak duże, że początek naszej ery może przypadać na dowolny rok między 7 p.n.e. a 7 n.e. Oznacza to, że początek trzeciego tysiąclecia mogliśmy świętować wielokrotnie – przez kilka lat przed i kilka lat po roku 2000.