Społeczeństwa Zachodu starzeją się. Rodzi się coraz mniej dzieci, a jednocześnie ma się wrażenie, że ich kondycja fizyczna i psychiczna się pogarsza. Można się zastanawiać, czy taka statystyka jest odbiciem rzeczywistych zmian, czy wynika z lepszej diagnostyki. Innymi słowy – być może kiedyś dzieci również cierpiały na te dolegliwości, ale medycyna nie potrafiła ich wykryć.

Niestety, wydaje się, że utyskiwania dorosłych na kiepski stan zdrowia swoich pociech mają realne podstawy. Wiedzą o tym dobrze chociażby nauczyciele wuefu w szkołach czy członkowie komisji poborowych.

Współczesna medycyna wpadła w swego rodzaju błędne koło. Może leczyć wiele chorób, których do niedawna nawet nie dostrzegano, lecz zarazem coraz lepsza diagnostyka pozwala na ujawnianie kolejnych. Wygląda to, jak przy kontroli pojazdu – policjant, który chce znaleźć usterkę, zawsze ją znajdzie i wlepi nam mandat. Nie oznacza to jednak, iż nie należy szukać. Wręcz przeciwnie. Trzeba z wykrywaniem chorób schodzić coraz głębiej i w coraz wcześniejszą fazę rozwoju. Niejednokrotnie bowiem decyzja o przyszłej kondycji zdrowotnej człowieka zapada już w okresie prenatalnym, przed narodzinami.

Szkodliwe procenty

O wyjątkowo szkodliwym wpływie alkoholu na organizm płodu dość powszechnie wiadomo. W przypadku ewidentnego alkoholizmu matki sprawa jest oczywista. Duża ilość wypijanego alkoholu może doprowadzić do drastycznych zaburzeń zdrowia dziecka.

Dotyczy to zarówno deformacji fizycznych, np. twarzy, jak i zmian w ośrodkowym układzie nerwowym, grożących niedorozwojem umysłowym. Taki rodzaj upośledzenia umysłowego ma nawet swoją nazwę – zespół alkoholizmu płodowego (fetal alcoholic syndrome – FAS). Z medycznego punktu widzenia wygląda to tak, jakby rozwijające się w łonie matki dziecko samo popadło w alkoholizm.

Ale co z mniejszymi dawkami? Czy komuś stanie się krzywda, gdy kobieta w ciąży wypije kieliszek bądź dwa? Do niedawna to pytanie pozostawało bez odpowiedzi. Lekarze nie potrafili jednoznacznie określić, gdzie przebiega granica, poza którą zdrowie płodu zostaje zagrożone. Czy sto gramów wódki jest jeszcze dopuszczalne, ale ćwiartka już nie? Albo problem wina, które, jak we Francji, bywa pijane na co dzień do posiłków? W niektórych przypadkach, np. przy niedokrwistości, picie czerwonego wina zalecają nawet lekarze.

Już w roku 1996 naukowcy zwrócili uwagę na pewne zaburzenie rozwoju płodu bardzo podobne do skutków nadużywania alkoholu. Zaburzenie to wywołuje mutacja w genie L1, a rezultatem jest taki sam niedorozwój mózgu, jak przy FAS. Gen ten koduje białko błonowe neuronów, odgrywające ogromną rolę w rozwoju mózgu. Wynikał z tego wniosek, że być może alkohol też powoduje zmiany w produkcji tego białka, a przez to prowadzi do uszkodzeń płodu.

Badania potwierdziły to przypuszczenie. Okazało się, że nawet niewielkie ilości alkoholu bardzo mocno upośledzają działanie białka błonowego. W doświadczeniach prowadzonych na komórkach nerwowych z mózgów szczurów przy stężeniu alkoholu zaledwie 0,08 proc. białko całkowicie przestawało funkcjonować.

Podobne wnioski wypływają z badań dotyczących funkcjonowania obwodów nerwowych odpowiedzialnych za procesy uczenia się. Obiektem doświadczeń znów były szczury. Ciężarnym samicom podawano alkohol w ilości odpowiadającej 1?3 drinkom dla człowieka dziennie. Potomstwo tych samic, poddane w wieku dorosłym testom, wykazywało znacznie mniejsze zdolności do rozwiązywania skomplikowanych zadań niż potomstwo matek nie „upijanych” alkoholem.

Dzieci, których matki w czasie ciąży nie odmawiały sobie umiarkowanych ilości trunków, na pozór mogą się nie różnić od innych. Trzeba jednak pamiętać, że dalekosiężne skutki mogą być fatalne: słabsza koncentracja, niższy iloraz inteligencji, trudności w nauce.

Groźna mała czarna

Wiedza o szkodliwości palenia papierosów w czasie ciąży jest wśród kobiet powszechna (inna rzecz, ile przyszłych matek ma dość silnej woli, by rzucić palenie?). Co jednak z innymi używkami, których szkodliwość jest już mniej oczywista? Weźmy choćby kawę. Od lat trwają wśród lekarzy spory, czy ten ulubiony napój milionów ludzi szkodzi, a jeśli tak – to na co?

Ostatnie doniesienia wskazują, że i w tej dziedzinie wieści nie są najlepsze dla przyszłych matek. Szwedzcy naukowcy przebadali ponad 500 kobiet, które poroniły we wczesnej fazie ciąży. Uwzględniając wszystkie inne czynniki ryzyka, doszli do wniosku, iż picie kawy w wyraźny sposób korelowało z groźbą utraty dziecka.

Niebezpieczne jest już picie jednej filiżanki dziennie, a przy większych ilościach prawdopodobieństwo poronienia staje się coraz większe. Ale nie tylko picie kawy stanowi zagrożenie. Substancją szkodliwą jest kofeina, która znajduje się także w niektórych napojach chłodzących i energetyzujących.

Nienarodzone, znerwicowane

Kiedyś sądzono, że człowiek przychodzi na świat jako tabula rasa – „czysta tablica”, a więc bez żadnych umiejętności, zdolności czy obciążeń. Dziś wiemy, że jest inaczej. O tym, jacy będziemy, decyduje nie tylko garnitur genów, jakie dziedziczymy po rodzicach, ale także środowisko, w jakim rozwijamy się jako płód. Dotyczy to nie tylko stosowania przez przyszłe matki szkodliwych używek, ale także np. stresu.

Faktem, który źle świadczy o naszej cywilizacji, jest odkrycie, iż coraz więcej dzieci już w chwili narodzin cierpi na nerwicę. Co więcej, musiały na nią zapaść jeszcze zanim rozpoczęły samodzielne życie – w łonie matki. W jaki sposób?

Reakcją organizmu na stres jest m.in. wydzielanie przez gruczoł nadnerczy zwiększonej ilości pewnego hormonu – kortykosteronu. Przenika on bez trudu przez łożysko do płodu. W 1996 r. francuscy naukowcy z uniwersytetu w Bordeaux podjęli się udowodnienia, iż to właśnie ów „hormon stresu” jest odpowiedzialny za wykształcenie się nerwicy u dzieci.

Badania prowadzono na szczurach, którym usunięto nadnercza i wszczepiono implant uwalniający stopniowo stałą ilość kortykosteronu (chodziło o to, by jego poziom był zawsze taki sam, bez względu na to, jak bardzo samice się denerwowały). Matki poddawano w ostatnim tygodniu ciąży bodźcom wywołującym silny stres. Kiedy ich potomstwo dorosło, okazało się, iż jest ono znacznie mniej podatne na stres niż rówieśnicy pochodzący od matek, którym nie usunięto nadnerczy. A zatem o podatności na nerwicę u dzieci decyduje zwiększone wydzielanie kortykosteronu u matek, spowodowane długotrwałym stresem.

Niemowlę na prochach

Zagrożeniem dla dzieci może też być… sama medycyna. W 2000 r. Amerykę zaszokował raport opublikowany w „Journal of the American Medical Association”, w którym autorzy ujawnili, iż corocznie ok. 5 mln amerykańskich dzieci faszerowanych jest lekami psychotropowymi. Co gorsza, dotyczy to nie dzieci w łonach matek zażywających takie leki, ani nie nastolatków, ale dzieci w wieku kilku lat, nawet dwuletnich. Okazało się, że np. w stanie Michigan najmłodsi pacjenci leczeni lekami psychotropowymi nie ukończyli roku!

Również dziś coraz więcej małych dzieci, a nawet niemowląt, trafia w USA do psychiatry. Prawo tego nie zabrania, a rodzice w taki sposób szukają antidotum na kłopoty wychowawcze. To, co gdzie indziej przyjmowane bywa jako uciążliwy, lecz naturalny okres w rozwoju dziecka, w Stanach Zjednoczonych coraz częściej uważane jest za patologię, którą należy leczyć. Bez względu na to, czy winna jest wygoda rodziców, czy powszechna moda na chodzenie do psychiatry, zjawisko to stało się niepokojące.

Według raportu w latach 1991-1995 dzieciom w wieku od dwóch do czterech lat przepisano trzykrotnie więcej ritalinu (poprawiającego koncentrację) oraz dwa razy więcej leków przeciwdepresyjnych niż w latach poprzednich. Warto dodać, że ritalin jest środkiem pokrewnym amfetaminie. Przyjmuje go ok. 2 mln dzieci, u których stwierdzono nadpobudliwość i deficyt uwagi. W praktyce są to określenia ogólnikowe i często dotyczą dzieci po prostu bardziej energicznych czy roztrzepanych niż inne. Niebezpieczeństwo jest duże, bowiem dotyczy dzieci w wieku, w którym rozwój mózgu następuje szczególnie szybko i ma decydujące znaczenie dla ukształtowania osobowości człowieka. Mieli chyba rację nasi dziadkowie, żyjący przed epoką wszechobecnej farmacji, że w przypadku dzieci najlepszym lekarstwem jest… cierpliwość.