Niebo jest dla większości religii miejscem wiecznej szczęśliwości lub też, jak chcą sceptycy, wyrazem ludzkiej tęsknoty za wieczną szczęśliwością. Istnieje czy nie, ważniejsze, że od zarania dziejów ludzie w jego istnienie wierzyli. Co więcej, bardzo chcieli się do niego dostać. Tak bardzo, że wpadli na pomysł, by Niebo… przenieść na Ziemię.

 

W roku 1994 belgijski inżynier Robert Bauval, zafascynowany piramidami w Gizie, odkrył, że ich rozmieszczenie nie jest przypadkowe. Kompleks trzech piramid odpowiada układowi trzech gwiazd tworzących fragment jednego z najpiękniejszych gwiazdozbiorów – Oriona. Odwzorowanie jest tak precyzyjne, że porównanie zdjęć pola piramid z lotu ptaka ze zdjęciami gwiazd pasa Oriona nie pozostawia żadnych wątpliwości. W Gizie dwie piramidy (nazywane piramidami Cheopsa i Chefrena) są znacznie większe od trzeciej (piramidy Mykerynosa), która ponadto jest wyraźnie przesunięta w bok względem tamtych. Identycznie wygląda układ trzech gwiazd pasa Oriona. Co więcej, do schematu pasują również cztery inne piramidy IV dynastii: Czerwona i Łamana (przypisywane faraonowi Snofru, ojcowi Cheopsa) oraz piramidy faraonów Dżedefre (w Abu Roasz) i Nebka (w Zawijet el-Arjan).

Wszystkie te piramidy tworzą rzut gwiazdozbioru Oriona na ziemię. Inaczej mówiąc, budowniczowie piramid odwzorowali na Ziemi fragment Nieba. Uwzględniono również Drogę Mleczną, której na ziemi odpowiada Nil. Piramidy są tak ustawione względem Nilu, jak gwiazdy tworzące konstelację Oriona względem Drogi Mlecznej.

Dlaczego Egipcjanie wybrali do tak tytanicznej pracy akurat gwiazdozbiór Oriona? Otóż, był on miejscem, do którego udawali się po śmierci faraonowie, stanowił część Duat czyli zaświatów – część egipskiego Nieba.

W 3500 lat po wybudowaniu piramid w Gizie inna kultura, w innym rejonie świata, zapragnęła również sprowadzić Niebo na Ziemię. Między IX a XIII wiekiem n.e. powstały kompleksy świątyń Angkor Wat i Angkor Thom na terenie obecnej Kambodży. Stworzyła je cywilizacja wyznająca hinduizm i buddyzm, nie mające oficjalnie nic wspólnego z religią starożytnych Egipcjan, a mimo to również tutaj układ świątyń wydaje się nie być przypadkowy. Zostały umiejscowione względem siebie w taki sposób, by tworzyć zarys gwiazdozbioru Smoka. Dotyczy to, warto podkreślić, nie dwóch trzy trzech świątyń, ale co najmniej kilkunastu na obszarze niemal 300 km kw. A więc wysiłek zaiste gigantyczny.

Smok, podobnie jak Orion dla Egipcjan, nie był dla dawnych Khmerów konstelacją przypadkową. Obecna nazwa pochodzi z greki, natomiast mieszkańcy Kambodży widzieli w nim węża. W indyjskiej mitologii węże są istotami nadnaturalnymi, królami-wężami, związanymi z przemijaniem kolejnych epok wszechświata. Były więc ważnym składnikiem ówczesnej kosmogonii.

Na drugim końcu świata, w Meksyku, znajduje się jedno z najbardziej tajemniczych miejsc na naszej planecie – miasto Teotihuacan, leżące kilkadziesiąt kilometrów na północ od miasta Meksyk. Nie wiadomo, kto zbudował Teotihuacan. Nie wiadomo, kiedy. Naukowcy szacują, że nastąpiło to między rokiem 1000 p.n.e. a 600 n.e., ale to tylko spekulacje. Nazwę nadali miastu Aztekowie, bo już w ich czasach było ono okryte mgłą zapomnienia.

Teotihuacan stanowi obecnie morze ruin, ułożonych wzdłuż długiej i szerokiej Drogi Umarłych. Spośród zniszczonych budowli wyróżniają się trzy piramidy: Quetzalcoatla, Księżyca i największa – Piramida Słońca. Istnieje hipoteza, która dostrzega w planie Tetihuacan coś więcej niż tylko przypadkowe nagromadzenie ceremonialnych budowli. Zgodnie z nią miasto miałoby być schematem Układu Słonecznego. Położenie budowli względem Drogi Umarłych i ich wzajemne odległości mają odpowiadać niemal dokładnie odległościom poszczególnych planet od Słońca. Co ciekawe, schemat ma przedstawiać  w s z y s t k i e  planety, podczas gdy w Europie aż do XVIII w. znano ich tylko 6. Ostatnią, Plutona, odkryto dopiero w 1930 r. I tu pojawia się problem, gdyż Pluton obecnie nie jest już uznawany za planetę, lecz za planetę karłowatą. Co zatem sądzić o poprawności odwzorowania Nieba w Teotihuacan? Czyżby starożytni mieszkańcy Meksyku lepiej umieli klasyfikować ciała niebieskie niż my jeszcze przed kilkunastu laty? Cóż, jak to mówią, kto chce, niech wierzy…

Na tym nie kończą się związki Nieba z Ziemią w Ameryce Środkowej. Wiele miast Majów zostało rozplanowanych w taki sposób, że ich budowle odzwierciedlają układ gwiazdozbiorów, np. miasta: Copan, Palenque, Uxmal. A miasto Utatlan było ziemskim odpowiednikiem znanej nam już konstelacji Oriona.

Ameryka Południowa nie pozostaje w tyle. Uważa się, iż wiele słynnych wizerunków na płaskowyżu Nazca to nic innego, jak przedstawienia niektórych gwiazdozbiorów. Np. Pająk to odwzorowanie Oriona, Małpa – Wielkiej Niedźwiedzicy. Konotacje astronomiczne wydaje się mieć także tajemnicze miasto Tiahuanaco, położone w pobliżu jeziora Titicaca, w obecnej Boliwii. Być może jest to najstarsze znane miasto na Ziemi. Wprawdzie oficjalna archeologia datuje jego powstanie na II tysiąclecie p.n.e., lecz dane geologiczne i astronomiczne pozwalają przypuszczać, że mogło istnieć już 12 tys. lat p.n.e.

Na pozór nic nie łączy tych wszystkich kultur, oddzielonych zarówno przestrzenią, jak i czasem. A jednak wszystkie one ogarnięte były obsesją architektonicznego odwzorowania swojego Nieba. Można przypuszczać, że kryje się za tym hermetyczna zasada: ?jak w górze, tak na dole?. Innymi słowy, kopiowanie na Ziemi tego, co uważano za zaświaty, za wyższy, boski porządek, miało pomóc w zbliżeniu się do bogów, w osiągnięciu absolutu – wiecznej szczęśliwości.

Hermetyzm wywodzi się od starożytnych idei, spisanych po raz pierwszy w Egipcie, jako nauka pochodząca od boga mądrości Tota, utożsamianego później z greckim Hermesem, z przydomkiem Trismegistos (Po Trzykroć Wielki). Czy możliwe, by idee te kształtowały przez tysiąclecia oblicza tylu cywilizacji? Wiele za tym przemawia. Np. nazwa Teotihuacan oznacza „miejsce, gdzie ludzie stają się bogami”. Celem faraona, udającego się po śmierci do Duat, również było osiągnięcie statusu boga. „Teksty Hermetyczne” nazywają Egipt „obrazem niebios”.

Związek architektury z Niebem, realizowany w myśl zasady „jak w górze, tak na dole”, znajduje potwierdzenie także w dość nieoczekiwanej formie – w budowie gotyckich katedr. Tajemnicze bractwa murarskie, wykorzystując, jak chcą niektórzy, wiedzę tajemną zaszczepioną w Europie przez templariuszy, którzy przejęli ją ze Wschodu, wzniosły we Francji szereg wspaniałych katedr poświęconych Naszej Pani (Notre Dame). Ich układ na mapie odpowiada niemal dokładnie zarysowi gwiazdozbioru Panny.

Gildia budowniczych katedr miała się kierować świętą geometrią, według której dwa tysiące lat wcześniej wzniesiono jerozolimską Świątynię Salomona. Geometrią, dodajmy, opartą na ideach hermetycznych.

Zasady hermetyzmu mają swoich zwolenników do dziś. Z obliczeń, opartych na danych astronomicznych, zakodowanych w egipskich piramidach czy budowlach Angkoru, wynika, że wszystkie te obiekty mogły powstać dla upamiętnienia wyglądu nieba około roku 10.500 p.n.e.

Dlaczego, nie wiadomo. Albo też – nie wiadomo współczesnej nauce. Entuzjaści rozwiązywania tego rodzaju zagadek wskazują bowiem na oczywistą zbieżność tej daty z datą zatonięcia platońskiej Atlantydy. Wszystkie te architektoniczno-astronomiczne aluzje dowodziłyby zatem istnienia w przeszłości wysoko rozwiniętej cywilizacji, której upadek miałyby upamiętniać. W jakim celu? Może po to, by potomni nie zapomnieli o zgromadzonej przez ową cywilizację i utrwalonej wiedzy, która – pieczołowicie zabezpieczona na czas kataklizmu – czeka gdzieś tam nadal na swojego odkrywcę.

Ale jest też inne wytłumaczenie fenomenu (jeśli, rzecz jasna, uznamy go za fakt rzeczywisty) odwzorowywania na ziemi wyglądu określonego fragmentu sklepienia niebieskiego stanowiącego siedzibę bogów. Można to uznać za formę kultu cargo. Podobnie jak tubylcy na Fidżi i innych wyspach Pacyfiku budowali lądowiska dla podniebnych samolotów, aby sprowadzić je na ziemię, tak i starożytni bądź średniowieczni budowniczowie, odzwierciedlając na Ziemi wygląd Nieba, starali się niejako spowodować zstąpienie na ziemię bogów. Zstąpienie zresztą ponowne, bo przecież większość religii starożytnych opierała się na przeświadczeniu, iż bogowie kiedyś po ziemi chodzili.

Pytanie tylko, czy na pewno byśmy tego chcieli?