Zimna wojna prawie pół wieku paraliżowała świat. Wyścig zbrojeń i mniej lub bardziej otwarte zmagania toczyły się na wszystkich kontynentach, morzach, a nawet w kosmosie. Za cichych bohaterów zimnej wojny uważa się, nie bez racji, szpiegów. Ale najbardziej chyba niezwykła, a zarazem najmniej znana, była rywalizacja między mocarstwami w dziedzinie… szpiegostwa parapsychicznego.

 

Już w latach 60. CIA zaczęła obawiać się postępów Rosjan w wykorzystywaniu ludzi o specyficznych uzdolnieniach do takich celów, jak komunikacja za pomocą telepatii, telepatyczna hipnoza, czyli zdalne oddziaływanie na umysły innych osób, np. polityków, oraz szpiegostwo na odległość. Na początku lat 70. agencja zwróciła się do naukowców zatrudnionych w Instytucie Badawczym Stanforda, w Menlo Park, w Kalifornii, o zbadanie niektórych zjawisk paranormalnych.

Wstępne eksperymenty okazały się tak fascynujące, że naukowcy, początkowo sceptyczni, na dobre „złapali bakcyla”. Uczestnikiem doświadczeń był znany jasnowidz Ingo Swann. Badacze podawali mu współrzędne jakiegoś miejsca na mapie, a jego zadaniem było jak najdokładniejsze opisanie tego, co się tam znajduje. Wyniki były obiecujące. Ale przełom w badaniach, potwierdzający ich przydatność militarną, nastąpił wiosną 1973 r. zupełnie przypadkiem. Naukowcy podali Swannowi współrzędne miejsca, gdzie znajdował się domek myśliwski kolegi jednego z agentów CIA. Swann opisał otoczenie, ale oprócz domku „dostrzegł” w pobliżu również jakieś dziwne instalacje i obiekty. Okazało się, że odkrył tajną stację nasłuchu satelitarnego jednej z agencji rządowych USA, o której istnieniu nie mieli pojęcia ani agenci, ani naukowcy, ani tym bardziej sam Ingo Swann. Był to zatem dowód nie tylko na prawdziwość, ale i dużą precyzyjność takiego sposobu rozpoznania.

Takie zdolności nazywane są remote viewing. Na polski tłumaczy się to niezbyt precyzyjnie jako „odległe widzenie”. Tak naprawdę chodzi o widzenie zdalne, a więc nie swoimi oczami, ale oczami kogoś, kto znajduje się w danym miejscu. Za przykład może posłużyć oglądanie koncertu w telewizji – nie widzimy wykonawców bezpośrednio swoimi oczyma, ale „okiem” ustawionej przed estradą kamery.

Odległe widzenie należy do zjawisk określanych mianem ESP (Extra Sensory Perception – percepcja pozazmysłowa, a więc postrzeganie bez udziału znanych zmysłów). Termin ten spopularyzował w 1934 r. dr Joseph Banks Rhine z Duke University w Durham, w Północnej Karolinie. Choć parapsychologię zgłębiano od schyłku XIX w., kiedy to w Londynie, w 1882 r., powstało Towarzystwo Badań Parapsychicznych, Rhine był pierwszym naukowcem, który zaczął przeprowadzać eksperymenty laboratoryjne, zaś do określania wyników używał nowoczesnych metod statystycznych. Wprowadził do badań tzw. karty Zenera (karty ESP) – zestaw 25 kart, z których na każdej znajduje się jeden z 5 symboli: koło, kwadrat, krzyż, gwiazda, linie faliste. Zadaniem badanego było odgadnięcie, jaka karta będzie następna w talii lub na której koncentrował się eksperymentator. Po serii prób określano statystyczne prawdopodobieństwo uzyskania określonych wyników. Jeśli były one tak dobre, że przypadek wydawał się mało prawdopodobny, istniała przesłanka, by je uznać za przejaw działania ESP.

Istnieje kilka eksperymentów uważanych za klasyczne dowody na istnienie ESP. Jednym z nich jest tzw. eksperyment Pearce’a-Pratta, prowadzony od 1933 do 1934 r. na Duke University. Dotyczył on jasnowidztwa, a polegał na odgadywaniu przez Huberta E. Pearce?a symboli na kartach Zenera, wybieranych przez Josepha Pratta. Obaj uczestnicy znajdowali się w odległych od siebie budynkach campusu. Wykonano 1850 prób. Gdyby odpowiedzi Pearce’a były przypadkowe, powinien trafnie odgadnąć symbole na 370 kartach. Tymczasem liczba prawidłowych odpowiedzi wyniosła 588. Prawdopodobieństwo przypadku wynosiło jeden do dwudziestu dwóch bilionów.

Aby uniknąć krytyki ze strony sceptyków, posądzających eksperymentatorów nie tylko o błędy, ale także o zmowę z badanymi i oszustwo, wymyślono maszynowe testy na ESP. Pierwszy taki test przeprowadzono w 1962 r., w Laboratorium Badawczym Sił Powietrznych w Cambridge. Generator liczb losowych wybierał liczbę od 0 do 9, którą musiał odgadnąć badany. W eksperymencie uczestniczyło 37 osób i wszystkie one uzyskały wyniki w granicach przypadku. W kilka lat później skonstruowano aparat do generowania liczb losowych oparty na rozpadzie radioaktywnym. Elektrony, powstające w wyniku rozpadu, trafiały do licznika Geigera, który z kolei decydował, która z czterech lampek o różnej barwie zostanie zapalona. Badany miał odgadnąć, jaka lampka zapali się następna. W 1969 r. ogłoszono wyniki, w których trzech uczestników uzyskało rezultaty daleko przekraczające statystyczną średnią.

W Instytucie Stanforda, równolegle z tajnymi badaniami nad parapsychicznym szpiegostwem, w których uczestniczył Ingo Swann, profesorowie Russell Targ i Harold Puthoff prowadzili jawne eksperymenty nad „odległym widzeniem”. Pomysł był prosty. Grupa eksperymentatorów wyruszała w jakieś miejsce w USA lub za granicą, a badany miał narysować bądź opisać miejsce, do którego dotarli. Potem porównywano rysunek ze zdjęciami. Wyniki były spektakularne – wiele rysunków nie pozostawiało wątpliwości, że badani w jakiś sposób „widzieli” szkicowane miejsca. Co więcej, ta zdolność nie była uzależniona od odległości – równie wyraźnie postrzegali miejsca leżące w pobliżu instytutu, jak i na drugiej półkuli.

Jest oczywiste, że takie rezultaty mogły tylko zachęcić tajną grupę pracującą z Ingo Swannem do jeszcze większego wysiłku. Stopniowo do Swanna dołączyli inni ludzie o podobnych zdolnościach i utworzono specjalną jednostkę „odległych obserwatorów”, podległą armii USA. Wykonywali oni zresztą zadania także dla innych zleceniodawców: CIA, marynarki, Agencji Antynarkotykowej.

W 1983 r. Swann opracował nową technikę szkolenia „odległych obserwatorów”, dzięki której prawie każdy człowiek mógł osiągnąć dobre rezultaty w remote vieving. Wkrótce powstała więc druga jednostka psychoszpiegów. Był to szczytowy moment w parapsychicznej zimnej wojnie. Jednak po aferze Iran-contras, u schyłku lat 80. wzmogły się w Stanach Zjednoczonych kontrole wszelkich tajnych programów wywiadowczych i militarnych, co spowodowało oficjalne zamknięcie projektu. Ingo Swann odszedł z pracy w 1989 r.

Po latach zdradził nieco szczegółów swojej działalności. Podobno najlepsze rezultaty uzyskiwano przy określaniu położenia konkretnych ludzi, np. Muammara Kadafiego. Jeden z „obserwatorów” potrafił wykrywać urządzenia nuklearne, gdyż widział wokół nich zieloną aurę. Kilku psychoszpiegów wykorzystywano jeszcze w czasie Wojny w Zatoce, na początku lat 90., do lokalizowania wyrzutni rakiet SCUD.

Badania zostały oficjalnie zakończone. Nikt jednak nie wie, co się stało z pozostałymi „odległymi obserwatorami” i dla kogo obecnie pracują.