Coraz częściej słyszymy o nawałnicach nawiedzających jakieś miasto i powodujących zalanie ulic, podtopienia piwnic itd. Opady bywają tak silne, że po kilkunastominutowym deszczu ulice zamieniają się w rzeki, a place czy parkingi w jeziora. Co sprawia, że nasze miasta nie są w stanie przyjąć takiej ilości wody? Przyczyn jest kilka, wzajemnie ze sobą powiązanych. Najchętniej winą obarczamy niedrożną kanalizację. Ale to nie takie proste, a w dodatku – w mieście istnieją różne rodzaje kanalizacji. Kogo więc postawić pod pręgierzem?

 

Największy problem stanowi to, z czego dotychczas byliśmy dumni i za co jesteśmy wdzięczni Kazimierzowi Wielkiemu – że zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną. Z biegiem czasu murów przybywało, potem nastąpiła epoka betonu i asfaltu. W rezultacie dziś typowe polskie miasto to – poza podwórkami – ciąg kamiennych i betonowych płaszczyzn, z niewielkimi „oczkami” gleby czy zieleni. Ten sposób budowania – chęć pokrycia każdego najmniejszego skrawka terenu – mści się obecnie podczas gwałtownych opadów deszczu. Woda, nie mając gdzie wsiąkać bądź zatrzymać się, spływa natychmiast do kanalizacji burzowej, a ta nie jest w stanie przenieść takiej ilości deszczówki w tak krótkim czasie. Ulice miast można porównać wówczas do wybetonowanych, uregulowanych koryt rzek – wszystko jest dobrze, kiedy ilość płynącej wody pozostaje niewielka i stała. Kłopoty pojawiają się podczas gwałtownych wezbrań.

O ile średnia suma opadów w Polsce wynosi 600 mm rocznie, to podczas nawalnych deszczy w ciągu krótkiego czasu opad jest wielokrotnie większy. Najwięcej wody spadło w roku 1956, w Szychowicach niedaleko Hrubieszowa, gdzie zanotowano 35,3 mm w ciągu zaledwie dwóch minut. To olbrzymia ilość.

Praktycznie 90 proc. wody spadającej na wybetonowane place, ulice miast i dachy domów spływa natychmiast wprost do kanalizacji i powoduje jej przepełnienie. To tak, jakby ktoś wylał beczkę wody do umywalki. Wiadomo, że musi się wówczas przelać, gdyż odpływ jest zbyt mały. Widać tu wyraźnie, jak nierozsądnie zabudowane są nasze miasta.

Kanalizacje trzy

Większość mieszkańców miast jednym słowem „kanalizacja” określa całą infrastrukturę podziemną służącą do odprowadzania ścieków. Tymczasem w dużych miastach istnieją trzy rodzaje kanalizacji.

Pierwszym z nich jest kanalizacja sanitarna, odprowadzająca ścieki socjalno-bytowe, a więc nieczystości z naszych mieszkań, domów itp. Zupełnie odrębnym rodzajem jest kanalizacja deszczowa, zwana też burzową. Jej celem jest zbieranie wód opadowych z powierzchni i odprowadzanie ich do specjalnych miejsc, tzw. przelewów burzowych, skąd trafia wprost do rzeki. Trzeci rodzaj kanalizacji stanowi formę pośrednią, łączącą cechy obu wspomnianych rodzajów – jest to kanalizacja ogólnospławna. Jej zadaniem jest odprowadzanie ścieków socjalno-bytowych, ale również przyjmowanie wód opadowych. Znajduje się ona w centralnych dzielnicach miast.

Osobnym problemem jest nielegalne wykorzystywanie kanalizacji deszczowej do odprowadzania ścieków. Jest to specyfika wielu peryferyjnych dzielnic polskich miast, gdzie nie ma wystarczająco rozbudowanej sieci kanalizacji sanitarnej.

Prawo określa, że ścieków bytowo-gospodarczych nie można odprowadzać do kanalizacji deszczowej; i odwrotnie – wód opadowych nie wolno kierować do kanalizacji sanitarnej. Tymczasem nie brakuje przypadków łamania tych przepisów i „podłączania się” do takiej kanalizacji, jaka akurat jest pod ręką.

Obowiązująca ustawa o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i odprowadzaniu ścieków traktuje proceder nielegalnego przyłączania się do kanalizacji bardzo rygorystycznie. Przewiduje wysokie kary pieniężne dla sprawców samowoli, a nawet karę ograniczenia wolności. Ponadto, taki proceder jest również wykroczeniem w świetle prawa budowlanego, gdyż stanowi samowolę budowlaną.

Ogrody zamiast „betonowej dżungli”

Jak można zaradzić kłopotom związanym z nawalnymi deszczami? Należy przede wszystkim zmienić sposób budowania.

Miasto musi być zabudowane „ażurowo”. Co to znaczy? Na przykład, ogromne parkingi przed supermarketami nie powinny stanowić gładkiej wybetonowanej lub wyasfaltowanej płaszczyzny, lecz posiadać strukturę urozmaiconą, z „oczkami” ziemi czy zieleni, aby zatrzymać przynajmniej część wody podczas opadów. Dotyczy to również placów czy chodników.

Ale to nie wszystko. Obecnie coraz częściej projektuje się nowoczesne osiedla, gdzie ten problem jest rozwiązywany w inny sposób. Woda deszczowa nie trafia do kanalizacji, ale najpierw do zbiorników retencyjnych, a dopiero stamtąd, stopniowo, jest rozprowadzana w gruncie. To zapobiega gwałtownemu zwiększeniu ilości wody deszczowej w systemie kanalizacyjnym.

Takie rozwiązania są możliwe również dla pojedynczych posesji. Wystarczy przy każdym domku jednorodzinnym wkopać w ziemię zbiornik o pojemności 2 m sześc. Wody opadowe będą zbierane do tegoż zbiornika, a następnie wykorzystywane, na przykład, do podlewania ogrodu. Są też rozwiązania bardziej wyrafinowane – woda ze zbiornika może zasilać spłuczkę w sanitariacie i tak dalej.

Mówiąc ogólnie, w dzisiejszej koncepcji urbanizacji obowiązuje zasada, iż wody opadowe muszą zostać zgromadzone w tym miejscu, w którym spadły. A tylko ich nadmiar powinien zostać odprowadzony. Co więcej, woda powinna być nie tylko zgromadzona, ale i wykorzystana tam, gdzie się znajduje.

Idea ta legła u podstaw propagowania tzw. ogrodów deszczowych. Są to wydzielone powierzchnie gruntu – części działek bądź ogródków przydomowych – na których sadzi się rośliny mające zdolność oczyszczania wody. Podłoże wzbogaca się o warstwy filtrujące. Ogród taki zbiera wodę opadową z sąsiednich powierzchni utwardzonych, takich jak chodniki, podjazdy, parkingi, a także dachy, i oczyszcza ją. Może być wyposażony w zbiornik i wodę tę można wykorzystać na własne potrzeby.

Pierwsze takie założenia powstały w latach 80. ubiegłego wieku w USA. Tam też nastąpił szczególnie intensywny ich rozwój. Ogrody deszczowe cieszą się też znacznym zainteresowaniem w Nowej Zelandii, a w Europie ? w Niemczech. Buduje się je na dużych osiedlach, w przestrzeniach publicznych (np. na berlińskim Potsdamer Platz czy w nowojorskim Central Parku) i na prywatnych posesjach.

Przefiltrowana przed podłoże ogrodu deszczowego woda przenika do głębszych warstw gleby. Jej nadmiar odprowadza się tzw. przelewem awaryjnym do kanalizacji deszczowej, ale czyni się to stopniowo i z opóźnieniem, co minimalizuje ryzyko przepełnienia kanalizacji. Ponieważ część wody jest wykorzystywana przez same rośliny, ilość „zbędnej” wody dodatkowo się zmniejsza.

Wielkość ogrodu deszczowego zależy od tego, jak duże są powierzchnie utwardzone, z których będą odprowadzane wody opadowe. Przyjmuje się, że woda spływająca ze 100 m kw. powierzchni utwardzonych wymaga zbudowania 6 m kw. ogrodu deszczowego o głębokości pół metra.

W zależności od rodzaju podłoża można założyć ogród deszczowy suchy bądź mokry. Ten pierwszy wymaga podłoża przepuszczalnego. Woda wsiąkać będzie wówczas w grunt, podczas gdy na powierzchni utrzyma się tylko przez jakiś czas bezpośrednio po opadzie. Jeśli podłoże jest nieprzepuszczalne, np. gliniaste, należy pod ogrodem deszczowym założyć drenaż, który będzie odprowadzał nadmiar wody w inne miejsce działki (na trawnik, inną część ogrodu itp.) bądź do kanalizacji deszczowej. Można też, w przypadku podłoża nieprzepuszczalnego, ogród deszczowy umieścić w pojemniku zamiast bezpośrednio w gruncie.

Spośród wielu roślin nadających się do posadzenia w ogrodzie deszczowym suchym można wymienić na przykład trzcinę pospolitą, miętę wodną i tojeść kropkowaną. W ogrodzie mokrym powinny się znaleźć gatunki wodne, jak żabiściek pływający, rzęsa drobna czy grążel żółty. Można też nasadzić niektóre gatunki drzew (np. olszę czarną) i krzewów (różne gatunki wierzb).

Niektóre z polskich miast oferują znaczne wsparcie finansowe osobom, które zdecydują się na budowę ogrodu deszczowego na swojej posesji. Warto też dodać, że ogrody deszczowe zbudowane przez gdański magistrat na kilku osiedlach sprawdziły się doskonale podczas silnej ulewy w czerwcu bieżącego roku. W czasie 40 minut spadło od 50 do 62 mm deszczu, co stanowi miesięczną normę. Dzięki ogrodom deszczowym nie doszło do podtopień piwnic w budynkach, gdzie wcześniej taki problem występował.

Ale ogrody deszczowe to nie tylko element ochrony przed gwałtownymi zjawiskami atmosferycznymi. To także wyspy zieleni w zurbanizowanym krajobrazie, siedliska roślin i owadów, a także miejsca służące edukacji ekologicznej.

Dbać, inwestować, zmienić prawo

Zmian urbanizacyjnych nie da się przeprowadzić z dnia na dzień. Dlatego też niezbędne jest bieżące utrzymanie kanalizacji deszczowej oraz jej modernizacja i rozbudowa. Szczególnie ważne jest utrzymanie drożności połączeń między kratami odprowadzającymi, znajdującymi się w jezdni, a kolektorem, którym wody opadowe spływają dalej. Zatkanie tych połączeń powoduje, że woda deszczowa nie ma gdzie odpływać.

Niekiedy mówi się potocznie o „zatkanych kratkach”. Jeśli osady nagromadzą się pod samą kratką, nietrudno je usunąć. Gorzej jest z oczyszczeniem dalszego odcinka przewodu, gdyż znajduje się w nim syfon. Wymaga to użycia specjalistycznego sprzętu, a na taki może sobie pozwolić niewiele firm. Często te, które takie prace na zlecenie miasta wykonują, nie dysponują odpowiednimi urządzeniami.

Dobrze byłoby również utworzyć na obszarze miasta kilka zbiorników gromadzących nadmiar wód opadowych. Pełniłyby one wówczas rolę naturalnego zbiornika retencyjnego, przyjmującego wody z gwałtownych opadów, a następnie powoli oddającego je do naturalnego obiegu.

Działania doraźne nie na wiele się zdadzą, jeśli problem nawalnych deszczy będzie się pogłębiał, a wszystko wskazuje na to, że tak się stanie. Miasta potrzebują kompleksowego planu dotyczącego kanalizacji deszczowej, wplecionego w strategię ich rozwoju.

Trzeba oczywiście znaleźć źródła finansowania rozbudowy i modernizacji kanalizacji deszczowej. W przypadku kanalizacji sanitarnej – są opłaty za ścieki, które przynajmniej w części rekompensują koszty inwestycji. Jeśli chodzi o wody opadowe, istnieją przepisy wprowadzone przez ustawę o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i odprowadzaniu ścieków, umożliwiające pobieranie opłat za odprowadzanie wód opadowych. Ale równocześnie odprowadzanie tych wód kosztuje, gdyż płaci się za to ? na mocy tej samej ustawy – podatek za tzw. korzystanie ze środowiska. Problem więc polega na tym, że ewentualne opłaty tylko częściowo mogłyby zostać wykorzystane na cele inwestycyjne, związane z budową czy rozbudową kanalizacji deszczowej.

Nietrudno zauważyć, że klimat się zmienia. Czy jest to wynik efektu cieplarnianego zawinionego przez człowieka, czy rezultat naturalnych zmian – ekstremalne zjawiska pogodowe zdarzają się coraz częściej. I będą zdarzać się nadal. Na dłuższą metę nie pomogą doraźne działania. Trzeba już dziś zrezygnować z „betonowego” modelu miasta na rzecz wizji bardziej zgodnej z naturą. Inaczej natura srodze się zemści.

Zmiana systemu budowania nie nastąpi sama. Inwestorzy nie są zbyt chętni do ponoszenia dodatkowych – nawet stosunkowo niewielkich – kosztów. Ale można ich do tego skłonić, w dobrze pojętym interesie ogółu. Miasto może uchwalić zmiany w prawie budowlanym – które jest prawem miejscowym – tak aby uzależnić wydanie pozwolenia na budowę od uwzględnienia w projekcie odpowiednich rozwiązań służących do zatrzymania wód opadowych w gruncie.

Warto mieć na uwadze, że Polska dysponuje zasobami wodnymi jednymi z najmniejszych w Europie. Powinno nam więc zależeć na każdej ich ilości.