Choć jeszcze na początku XX w. badacze nie potrafili nawet wyobrazić sobie procesu dziedziczenia, obecnie manipulacje genetyczne stały się czymś zwyczajnym.

 

Aż do lat 70. nauka nie dysponowała niezbędną metodyką i oprzyrządowaniem do manipulowania genami. Zmienił to radykalnie rozwój inżynierii genetycznej. Możliwe stały się takie zabiegi na DNA, jak cięcie go, łączenie, uzupełnianie odcinkami z innych genotypów itp. Upadła nawet bariera międzygatunkowa. Co to oznacza? Otóż, w przyrodzie gatunki w zasadzie nie krzyżują się ze sobą (taka jest zresztą definicja gatunku). Natomiast za pomocą manipulacji genetycznych można doprowadzić do połączenia informacji genetycznej osobników dwóch różnych gatunków. I to niekiedy bardzo od siebie odległych ewolucyjnie, np. świetlika i tytoniu, w rezultacie czego powstaje świecący tytoń. Organizmy niejednorodne genetycznie, a więc posiadające geny osobników różnych gatunków, nazywane są chimerami, od imienia stworu z greckiej mitologii, który miał ciało kozy, głowę lwa i ogon węża. W gruncie rzeczy są to nowe, wytworzone sztucznie metodami inżynierii genetycznej, gatunki, które zapewne nigdy nie powstałyby drogą ewolucji.

Dotychczas wytworzono wiele nowych organizmów roślinnych. Na przykład w grudniu 2000 r. naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu donieśli o wyhodowaniu ziemniaka, który świeci, gdy ma zbyt mało wody i trzeba go podlać. Osiągnięto to dzięki genowi meduzy Aequorea victoria, odpowiedzialnemu za produkcję białka fluorescencyjnego, czyli takiego, które świeci pod wpływem promieniowania ultrafioletowego. Świecenie liści ziemniaka nie jest zbyt silne, ale cóż prostszego, niż założyć specjalne okulary opracowane przez tychże samych naukowców?

Na polach rośnie już tytoń odporny na herbicydy (środki chwastobójcze), które dotychczas zagrażały i jemu. Odporność uzyskano dzięki genom niesławnej bakterii salmonelli, odpowiedzialnej m.in. za zatrucia pokarmowe u ludzi. Bakterie mutują tak szybko, że po pewnym czasie wykształcają odporność na różnego rodzaju substancje dla nich szkodliwe. Gen takiej odporności na herbicydy znaleziono właśnie u salmonelli.

Zwierzęta jak nowe

Największe jednak emocje wzbudzają chimery zwierzęce. W styczniu 2001 r. amerykańscy naukowcy z Oregon Health Sciences University w Portland przedstawili światu małpkę, rezusa o imieniu ANDi (akronim od DNA inserted – wszczepione DNA). Małpka wyglądała całkiem normalnie, tyle że każda komórka jej ciała posiadała DNA pochodzące, podobnie jak w przypadku wspomnianych już ziemniaków, od meduzy. Zabieg nie udał się tak, jak życzyli sobie tego naukowcy, gdyż wszczepiony gen, pobrany od świecącej meduzy, miał sprawić, że i ANDi powinien był świecić. Niestety, nie świecił. Mimo to, sukces był ogromny, ponieważ rezus ANDi był najbliżej spokrewnioną z człowiekiem istotą transgeniczną.

Nie chodziło oczywiście o zabawę. Naukowcy chcieli się przekonać, czy uda się wprowadzić obcy gen do komórek ciała tak zaawansowanego ewolucyjnie zwierzęcia. Znaczenie tego eksperymentu jest doniosłe. Nadzieją dla wielu ludzi, cierpiących na niektóre choroby, jest bowiem terapia genowa, polegająca na wprowadzeniu do organizmu obcych genów, które będą kodować wytwarzanie białek niezbędnych do zwalczenia dolegliwości. Na razie nie odniesiono większych sukcesów, ale przykład ANDi?ego pokazuje, że bezpieczne wprowadzenie obcego genu do każdej komórki ciała jest możliwe.

Mimo wszystko rodzi się refleksja: skoro obecnie tworzy się świecące małpy, aż strach pytać, co będzie dalej.

Wcześniej też zresztą badacze nie zasypiali gruszek w popiele. W 1984 r. w czasopiśmie „Nature” ukazał się artykuł o kozoowcy – skrzyżowaniu kozy z owcą. Zwierzę miało łeb kozy, ale z rogami barana; porośnięte zaś było owczym futrem. Jej twórcami (bo to chyba odpowiednie słowo) byli naukowcy z angielskiego Instytutu Fizjologii Zwierząt Uniwersytetu Cambridge. Chimera powstała z połączenia zarodków owcy i kozy, a embrion został donoszony przez owcę, która spełniła rolę zastępczej matki.

W końcu lat 80. w polskim Instytucie Ichtiobiologii i Gospodarki Rybackiej w Gołyszu rozpoczęto badania nad transgenicznymi karpiami. Do ikry ryb wprowadzono ludzki gen odpowiedzialny za produkcję hormonu wzrostu. Chodziło, oczywiście, o uzyskanie ryb większych niż ich niezmodyfikowani pobratymcy. Sukces był połowiczny – karpie były o około jedną trzecią większe i cięższe, ale za to miały zdeformowane ciała i łatwiej zapadały na różne choroby.

Choć brzmi to z lekka makabrycznie, niewątpliwą korzyść przyniesie ludzkości hodowla chimer świńsko-ludzkich. Oczywiście, „pierwiastka ludzkiego” będzie w nich bardzo mało, zaledwie tyle, aby ich organy – przeszczepione człowiekowi – nie były odrzucane. Te ksenotransplantacje można uznać za św. Graala współczesnej transplantologii. Rzecz w tym bowiem, że ludzkich narządów do przeszczepów jest zbyt mało w stosunku do liczby oczekujących pacjentów. I zapewne zawsze tak będzie, chyba że nauczymy się je hodować in vitro. Niektóre narządy świń (np. serce) nadawałyby się do przeszczepu, są bowiem zbliżone do ludzkich, jednakże dotychczasowe próby były nieudane, bowiem zachodzi tu zjawisko tzw. nadostrego odrzucenia przeszczepu, powodujące, iż przeczepiony organ, zaatakowany przez układ odpornościowy biorcy, ulega zniszczeniu nawet w kilka minut. Odpowiednie modyfikacje genetyczne świni – w oparciu o ludzkie geny – mogłyby to niebezpieczeństwo zniwelować.

O czym starożytni wiedzieli…

To, co nas obecnie szokuje – kozoowce, świecące małpy – dla starożytnych było czymś oczywistym, choć mitycznym. Wystarczy pobieżny rzut oka na religię i mitologię Greków, Egipcjan, Babilończyków, Asyryjczyków, Etrusków, Chińczyków i wielu innych ludów, by zdać sobie sprawę, że istoty powstałe ze skrzyżowania różnych gatunków odgrywały w wierzeniach doniosłą rolę.

Klasycznym przykładem jest panteon egipski, pełen bogów i bogiń o zwierzęcych głowach: Amona z głową barana, Thota – ibisa lub pawiana, Bastet – kotki, Hathor – krowy, Seta – szakala itd.

Najsłynniejszym chyba przykładem ludzko-zwierzęcej krzyżówki jest Wielki Sfinks w Gizie – lew z głową faraona. Lwy z głowami baranów są natomiast przedstawione w alei sfinksów przed świątynią w Luksorze.

Sfinks znany jest również z mitologii greckiej, gdzie przyjmuje postać lwa z głową kobiety i ptasimi skrzydłami. Grekom zresztą nie brakowało inwencji w tworzeniu rozmaitych „dziwolągów”. Wielką rolę w legendzie o Heraklesie odegrał centaur – koń z torsem, rękoma i głową mężczyzny. Każdy też chyba zna piękną opowieść o nici Ariadny. Na Krecie, w Labiryncie, mieszkał straszliwy potwór Minotaur, człowiek z głową byka. Rzucony mu na pożarcie Tezeusz pokonał go i wyszedł z Labiryntu dzięki pomocy zakochanej w nim Ariadny.

To zaledwie kilka przykładów dziwacznych istot, występujących w mitach i legendach. Warto pamiętać, że do tej kategorii można zaliczyć również anioły – wszak ludzie nie mają skrzydeł…

Skłonność Egipcjan do przedstawiania swych bogów jako ludzko-zwierzęcych krzyżówek zafascynowała Ericha von Dänikena. Z właściwą sobie łatwością formułowania wniosków założył on, że nie jest to rezultat bujnej wyobraźni mieszkańców Egiptu, lecz dowód na to, iż bogowie-przybysze z kosmosu potrafili przeprowadzać eksperymenty genetyczne i tworzyć chimery.

A skoro to robili, musieli w jakiś sposób pozbywać się „odpadów”: organizmów nieudanych, zmodyfikowanych w niewłaściwy sposób. Däniken wskazał nawet miejsce, w którym do niedawna spoczywały smętne pozostałości po tych doświadczeniach. To tzw. Serapeum w Sakkarze – podziemne cmentarzysko świętych byków Apisów.

W rozległych korytarzach stoją gigantyczne granitowe sarkofagi, których wykonanie i umieszczenie w tym miejscu musiało być pracą iście tytaniczną. Jak twierdzą egiptolodzy, w każdym z tych sarkofagów spoczywała niegdyś mumia byka. Problem w tym jednak, że w żadnym z nich nigdy żadnej mumii nie znaleziono. Dziewiętnastowieczny odkrywca nekropoli, Auguste Mariette, był zaskoczony tym, co ujrzał. Po odsunięciu wieka jednego z sarkofagów zobaczył dziwną breję wypełniającą wnętrze. Po jej zbadaniu okazało się, że zawiera potrzaskane kości różnych zwierząt.

Wniosek Dänikena jest oczywisty – to nie mumie byków spoczywały w sarkofagach, lecz potworki, rezultaty nieudanych eksperymentów genetycznych, które starano się zniszczyć i odizolować.

Można się uśmiechnąć na to ekscentryczne stwierdzenie. Sami jednak potrafimy już powołać takie istoty do życia. Jakie cmentarzysko stworzymy dla skutków  n a s z y c h  nieudanych eksperymentów?