Każdej wiosny możemy się przekonać, jak niska jest jeszcze świadomość ekologiczna Polaków. Nigdzie bowiem w Europie, poza naszym krajem, nie zetkniemy się ze zjawiskiem wypalania traw. Najnowszym przykładem jest niedawny wielki pożar trenów nad Biebrzą, spowodowany – według ekspertów – przez celowe podpalenie łąki.

 

Pożar to klęska ekologiczna. Ogień niszczy życie biologiczne nie tylko na powierzchni ziemi, ale też w wierzchniej warstwie gleby – czyli w warstwie najbardziej żyznej. Giną nie tylko suche trawy i chwasty, ale także grzyby, porosty i glony. Podczas pożaru giną też zwierzęta: ropuchy, jeże, ryjówki, jaszczurki, krety, padalce i wiele innych drobnych płazów i gryzoni. Giną dżdżownice, dzięki którym funkcjonuje obieg materii organicznej. Nie mówiąc już o masie pożytecznych owadów, takich jak trzmiele, osy, biedronki czy pająki. Hekatomba nie omija również ptaków. Późną wiosną krzewy i drzewa rosnące na nieużytkach i miedzach są ich naturalnym siedliskiem i miejscem lęgowym. Pożar czyni spustoszenie wśród piskląt. Podczas wypalania powstaje dym, którego podstawowymi składnikami są toksyczne węglowodory. Zasnuwające krajobraz dymy uniemożliwiają pszczołom oblatywanie łąk, co zmniejsza liczbę zapylonych kwiatów i w konsekwencji obniża plony roślin. Do atmosfery przedostają się duże ilości dwutlenku węgla, siarki i węglowodorów aromatycznych o właściwościach rakotwórczych.

Wypalanie traw to problem głównie wiosenny, ale także późnym latem oraz wczesną jesienią nie brakuje pożarów wznieconych przez „wypalaczy” – tym razem jednak z dymem idą ścierniska i resztki słomy pozostałej na polach po żniwach. A wraz z nimi nierzadko lasy i zabudowania.

Piromani przyłapani na wypalaniu podają dwie główne przyczyny podkładania ognia: chęć „użyźnienia” gleby popiołem oraz chęć zniszczenia chwastów. Oba te powody są bardzo dyskusyjne. Zupełnym nieporozumieniem jest przekonanie, że w ten sposób gleba jest lepiej przygotowana do późniejszego plonowania. Jest akurat odwrotnie. Ziemia wyjaławia się, zahamowany zostaje bardzo pożyteczny, naturalny rozkład resztek roślinnych oraz asymilacja azotu z powietrza. Chwasty z kolei są znane ze swojej wyjątkowej żywotności. Czy wypalanie trawy ma wpływ na ich liczebność? A w dodatku – czy radykalne wyniszczenie chwastów ma sens ekologiczny?

Ciekawe światło na ten problem rzuca przykład Niemiec. Systematyczne tępienie chwastów w niemieckich ogrodach doprowadziło do zakłócenia równowagi ekologicznej, co przejawiło się w drastycznym spadku liczebności pszczół. Dla tych pożytecznych owadów chwasty są bowiem ważnym urozmaiceniem diety.

A nawet jeśli wypalanie użyźnia glebę i niszczy chwasty, to czy te korzyści są w stanie przeważyć szkody? W pożarach giną chronione gatunki roślin. Zniszczeniu ulegają korzenie, pączki i pędy roślin rozwijających się wiosną. Ginie także flora bakteryjna odpowiadająca za rozkład resztek roślinnych i asymilację azotu atmosferycznego. Pozostaje martwa gleba.

Pożary niszczą rodzimą faunę i florę. Utrudniają, a nawet paraliżują ruch na drogach, co wielokrotnie doprowadzało do kolizji i wypadków. Są bezpośrednią przyczyną zwiększonej erozji gleby – tak wietrznej, jak i wodnej.

Jeden wyjazd strażaków do akcji to koszt ponad tysiąca złotych. Pieniądze te idą z naszej kieszeni. Straty biologiczno-ekologiczne są nie do oszacowania. Ale można pokusić się przynajmniej o ocenę wpływu wypalania na środowisko. Okazuje się, że najwyższa temperatura panuje nie przy samej ziemi, ale na wysokości od kilkudziesięciu centymetrów do kilku metrów nad płonącą roślinnością. Nad palącymi się zaroślami trzcinowymi temperatura może dojść nawet do 900 st. C. Przy samym gruncie żar jest znacznie mniejszy – około 100 st. C.

Oczywiście i tyle wystarczy, aby zabić wszelkie życie na wypalanej łące. Jeśli pożar nastąpi bardzo wczesną wiosną, szansę na przeżycie mają zimujące w zamarzniętej jeszcze glebie rośliny i owady. Ale już te, które zimują na łodygach i liściach roślin – zginą. Nie trzeba chyba dodawać, że wypalanie nieużytków i ściernisk latem i jesienią to już prawdziwa katastrofa dla wszelkich organizmów nie dość szybkich, aby uciec przed ogniem.

W Polsce zdarzają się dni, jak na przykład 29 marca 2001 roku, kiedy było 356 pożarów łąk, nieużytków i terenów chronionych spowodowanych właśnie wypalaniem traw. Najwięcej z nich wystąpiło na terenach województw: zachodniopomorskiego (135), warmińsko-mazurskiego (73) i mazowieckiego (55). Największy pożary wybuchł w rejonie miejscowości Borne Sulinowo (woj. zachodniopomorskie), gdzie spaliło się 140 ha traw.

Szczególnie w naszym kraju narażone na pożary – również te spowodowane przez wypalanie traw – są Bory Dolnośląskie. Są to lasy bardzo suche, o niskiej średniej ilości opadów. Nic więc dziwnego, że wiosną 90 proc. wszystkich interwencji straży pożarnej to akcje gaszenia płonących traw. W wielu przypadkach pożar obejmuje także lasy.

Wypalanie nieużytków stało się już prawdziwą zmorą strażaków. Zdarza się, że dziennie straż pożarna wyjeżdża do kilkudziesięciu pożarów, obejmujących w sumie setki hektarów.

Niestety, niewiele pomaga świadomość, że wypalanie traw jest przestępstwem, a sprawca może ponieść karę aresztu lub grzywny.