„Było to najważniejsze wydarzenie w tej wojnie, a jak mi się zdaje, najważniejsze w ogóle w całej historii greckiej; najwspanialsze dla zwycięzców i najżałośniejsze dla zwyciężonych”.

 

Wypada zgodzić się z tą opinią Tukidydesa o wyprawie sycylijskiej; a przynajmniej z pierwszą jej częścią. Fiasko wyprawy zadecydowało niewątpliwie o ostatecznej przegranej Aten w wojnie peloponeskiej. Nie stanowiło to może, jak chce Tukidydes, najważniejszego wydarzenia w greckiej historii – z naszej perspektywy większe znaczenie miały wcześniejsze o kilkadziesiąt lat wojny perskie – lecz na współczesnych zagłada potężnej armii i floty musiała wywrzeć piorunujące wrażenie. Już sam fakt, że poczynania Ateńczyków na Sycylii zajmują w Wojnie peloponeskiej dwie pełne księgi – wobec ośmiu ksiąg, z których składa się cała książka – świadczy o wadze, jaką Tukidydes przypisywał tym wydarzeniom. Dla porównania – śmierć Peryklesa jest tam zaledwie wzmiankowana.

Wyprawę na Sycylię podjęły Ateny w połowie lata siedemnastego roku wojny peloponeskiej, czyli w 415 r. p.n.e. według naszej rachuby czasu. W dwa lata później, we wrześniu 413 r., nastąpiła katastrofa. Początkowe zwycięstwa Ateńczyków obróciły się w ich całkowitą klęskę.

Co skłoniło Ateny do tak szaleńczego przedsięwzięcia? Czy w ogóle istniały jakieś szanse powodzenia?

Tukidydes – najlepsze źródło do poznania tego istotnego epizodu w dziejach Grecji – nie stawia takich pytań wprost. Z rozproszonych po jego dziele wskazówek można jednak wysnuć pewne wnioski, co do opinii, jaką miał na ten temat.

Należy jednak podejść do tych opinii ostrożnie. Przy całym obiektywizmie i bezstronności greckiego dziejopisa – nie tylko deklarowanej, co u historyków bywało częste, ale i rzeczywistej, co już zdarzało się rzadziej – Tukidydes nie przestał być Ateńczykiem i przedstawicielem swojej warstwy społecznej. Jak sam pisze, miał prawo użytkowania kopalni złota w Tracji, a to oznaczało, że musiał być arystokratą i to jednym z najbogatszych. Ponadto, przedstawia się jako syn Olorosa, co pozwala domniemywać jego pokrewieństwa z bardzo wpływowym ateńskim rodem Filajdów, z którego pochodził Miltiades, zwycięzca spod Maratonu, ożeniony swego czasu z córką króla trackiego Olorosa. Nic więc dziwnego, że trudno niekiedy Tukidydesowi powściągnąć emocje podczas relacjonowania wydarzeń bezpośrednio dotyczących Aten. Pozostał gorącym patriotą nawet wówczas, kiedy państwo go odrzuciło, po tym, jak będąc strategiem dowodzącym flotą spóźnił się z odsieczą dla innego stratega ateńskiego, w rezultacie czego został osądzony i wygnany z Aten na lat dwadzieścia.

Dochodzi też czasami do głosu jego tendencyjność w ocenie przywódców ludu, którzy po śmierci Peryklesa wiedli prym na zgromadzeniach. Nietrudno wyczytać głęboką niechęć do niektórych z nich; nie jest przypadkiem, że chodzi o ludzi o mało szlachetnym pochodzeniu. Najdobitniej te wrogie akcenty pobrzmiewają w opinii o Kleonie, który zresztą w chwili podejmowania wyprawy na Sycylię już nie żył; warto zwrócić uwagę na lekceważący ton w opisie jego śmierci. Tukidydes dał się zresztą później poznać jako wróg rządów ludu, a zwolennik ustroju w gruncie rzeczy oligarchicznego.

Czytając Wojnę peloponeską odnosi się wrażenie, że decyzja o wysłaniu wojsk na Sycylię zapadła w Atenach niespodziewanie, pod wpływem emocji wywołanych kłamliwymi obietnicami posłów z Egesty i przemówieniami demagogów. Tymczasem uważniejsza lektura dowodzi czegoś przeciwnego. Już na początku swojej opowieści Tukidydes każe posłom korkyrejskim, proszącym o przyjęcie ich do związku ateńskiego, stwierdzić co następuje: „Kraj nasz leży bowiem na drodze do Italii i Sycylii, tak że może przeszkodzić flocie italskiej i sycylijskiej w przedostaniu się do Peloponezyjczyków, a przeciwnie, waszej flocie ułatwić przedostanie się na tamtą stronę”. Podobny argument powtarza się w debatach samych Ateńczyków podczas głosowania nad prośbą Korkyrejczyków. Jeśli zatem przyjąć za dobrą monetę słowa Tukidydesa, że zasiadł do pisania z chwilą wybuchu wojny, to należałoby dojść do wniosku, iż posłowie korkyrejscy istotnie zwracali uwagę Ateńczyków na ten aspekt strategicznego położenia swojej wyspy. Niewykluczone, oczywiście, że Tukidydes skonstruował przemówienie Korkyrejczyków później, pod wpływem przyszłych wydarzeń, ale nawet w tym wypadku świadczy to o tym, że takie opinie musiały znajdować się w obiegu, skoro Tukidydes uznał za możliwe wygłoszenie ich przez posłów korkyrejskich.

A więc najwyraźniej już wówczas – jeszcze przed właściwym rozpoczęciem wojny peloponeskiej – „kwestia sycylijska” stanowiła ważny element w ateńskiej polityce. Tym bardziej, że już wcześniej Ateńczycy podjęli interwencję na wyspie, choć na ograniczoną skalę i bez większych sukcesów. W latach 427-424 operował bowiem na wyspie korpus ateński złożony z 20 okrętów.

Ateńskie zainteresowanie Sycylią miało dwa aspekty. Przede wszystkim dochodziła do głosu obawa, że bierne oczekiwanie na bieg wypadków może sprawić, iż bogate i ludne miasta sycylijskie staną po stronie Peloponezyjczyków. Sprzyjał temu fakt, że Syrakuzańczycy byli Dorami, a Syrakuzy kolonią Koryntu, zaprzysięgłego wroga Aten. Reakcją na te obawy był postulat przejęcia inicjatywy i podporządkowania sobie tamtejszych poleis, zanim wystąpią przeciwko Atenom. Entuzjastycznemu uchwaleniu ataku na Sycylię sprzyjała sytuacja strategiczna Aten, która w roku 415 była całkiem dobra. Miasto już dawno otrząsnęło się ze strat spowodowanych głównie zarazą, szalejącą przez pierwsze lata wojny. Wprawdzie nadal niemal co rok armia peloponeska pustoszyła Attykę, lecz Ateny wciąż niepodzielnie panowały na morzu.

Co więcej, prestiż Aten wzrósł bardzo po sukcesie na Sfakterii i wzięciu do niewoli 292 hoplitów spartańskich. Trudno nam dziś ocenić znaczenie tego faktu, lecz warto pamiętać, że Spartanie byli wówczas uznawani za niezwyciężonych i skłonnych raczej zginąć, niż się poddać. Wprawdzie Spartanie, dzięki zwycięstwu pod Mantineją w 418 r., odzyskali opinię najlepszych żołnierzy w Helladzie, lecz nie zmniejszyło to pewności siebie Ateńczyków. Głównie dlatego, że była to bitwa lądowa, w żaden sposób nie uszczuplająca ateńskiej przewagi na morzu. A była to nadal przewaga druzgocąca. Dość powiedzieć, że nawet w czasie zarazy Ateńczycy byli zdolni do wystawienia wielkiej floty. W czwartym roku wojny na różnych akwenach operowało równocześnie 250 ateńskich trójrzędowców.

W takiej to sytuacji podjęto uchwałę o wyprawie na Sycylię. Zapał był tak wielki, że kiedy Nikias, którego uczyniono jednym z dowódców wyprawy, a który nie wierzył w jej powodzenie, zażądał co najmniej stu trójrzędowców oraz nie mniej niż pięciu tysięcy hoplitów, w nadziei, że albo otrzeźwi to Ateńczyków, albo przynajmniej zwiększy szanse korpusu – uchwalono wszystko, o co prosił.

Tukidydes podkreśla rolę Alkibiadesa jako jednego z inicjatorów podboju Sycylii. Wydaje się, że historyk darzył tego polityka mieszanymi uczuciami. Bo oto mówi, że jego zachowanie przyczyniło się do upadku Aten, lecz zaraz wyjaśnia tę myśl w dość osobliwy sposób. Twierdzi mianowicie, że Ateńczycy, zrażeni do Alkibiadesa, nie powierzali mu dowództwa na wojnie, a zatem musieli je powierzać innym, gorszym strategom, co w rezultacie prowadziło do porażek, a zatem – jak można się domyślać – również do klęski wyprawy sycylijskiej.

U Tukidydesa brak jest odpowiedzi wprost na pytanie o szanse wyprawy. Historykiem targały sprzeczne emocje. Widać to już przy opisie Sycylii. Tukidydes szeroko opowiada o wyspie i potędze tamtejszych poleis. Czy dlatego, że chce dać do zrozumienia, że szans na zwycięstwo nie było i że to jednak było szaleństwo? Czy też może czyni to, by podkreślić wielkość zamierzenia Ateńczyków?

Jak więc, według Tukidydesa, powinna brzmieć odpowiedź na pytanie: czy wyprawa sycylijska była szaleństwem? A formułując je inaczej: czy Ateńczykom mogło się udać?

Tylko w jednym miejscu swego dzieła Tukidydes wypowiada szerzej własny pogląd na przyczyny klęski. Wówczas mianowicie, kiedy snuje refleksje po śmierci Peryklesa. Tukidydes szczególnie podkreśla fakt, że po śmierci Peryklesa żaden z polityków nie cieszył się takim. jak on, autorytetem, dlatego też wszyscy musieli schlebiać tłumowi, by utrzymać wpływy. Perykles natomiast podczas swoich wystąpień przestrzegał Ateńczyków, żeby nie dążyli do nowych zdobyczy terytorialnych, ponieważ mogą ponieść porażkę. To ostrzeżenie – zapewne naprawdę sformułowane przez Peryklesa – musiało odpowiadać poglądom samego Tukidydesa, skoro kazał Peryklesowi powtarzać je na kartach Wojny peloponeskiej dwukrotnie.

Grecki historyk stwierdza wprawdzie jasno, że wyprawa sycylijska była największym błędem, ale zaraz tłumaczy, że nie dlatego, iż mylnie oceniono siły przeciwnika, lecz dlatego, że „nie otoczono jej odpowiednim staraniem”. Zdaje się więc uważać, że Ateńczycy nie byli bez szans na Sycylii, tylko źle się przygotowali. Najwyraźniej i jego uwiodła skala ateńskiego przedsięwzięcia. A przecież powinien być bardziej sceptyczny, skoro kilkadziesiąt stronic wcześniej napisał o kompletnej klęsce, jaką zakończyła się ateńska interwencja w Egipcie przed półwieczem. Podziw Tukidydesa dla potęgi, jaka wyruszyła na Sycylię, wyraźnie przebija z jego opisu wypłynięcia armady z portu. Taki sam podziw można uchwycić w jego pochwale Aten jako mocarstwa zdolnego do walki na dwa fronty. To wszystko świadczy o tym, że nie uważał samej idei podboju miast sycylijskich za lekkomyślność. Lekkomyślni i nieodpowiedzialni byli dla niego ludzie: zmienny ateński demos i dążący do własnych korzyści politycy.

Warto na koniec zadać pytanie, czy Ateny mogły postąpić inaczej. Pozornie tak – wyprawa sycylijska nie była przecież koniecznością. Ateny mogły nie otwierać kolejnego trudnego frontu w przeciągającej się wojnie. Ale czy na pewno?

Perykles, przemawiając do Ateńczyków w trakcie zarazy pustoszącej miasto, stwierdza bez ogródek, że nie ma dla Aten odwrotu od mocarstwowości. Tak też sądzili sami Ateńczycy, a ich posłowie wykorzystywali każdą okazję, by uzasadnić prawo Aten do panowania nad innymi. Ateny musiały pozostać mocarstwem za wszelką cenę; choćby po to, by trzymać w ryzach swoich niesfornych sprzymierzeńców. Przejawem tej polityki była eksterminacja mieszkańców zbuntowanej Melos, co zresztą Tukidydes kwituje dziwnie zdawkowo; zaledwie trzema zdaniami kończącymi księgę piątą.

Wyprawa na Sycylię miała być manifestacją siły. Nawet gdyby nie osiągnęła wszystkich celów, stanowiłaby czytelny sygnał dla reszty Hellady: wciąż jesteśmy potężni. Zapewne niektórzy obawiali się porażki, lecz nikt nie spodziewał się tak straszliwej klęski.

Utrzymanie mocarstwowości wymagało podejmowania spektakularnych zamierzeń. Tak czy inaczej, Ateńczykom trudno byłoby uniknąć szalonych przedsięwzięć.