Dziś, kiedy dzięki telewizji w meczach piłkarskich i innych wydarzeniach sportowych uczestniczą miliardy ludzi, zapewne lepiej niż kiedykolwiek w dziejach rozumiemy znaczenie masowych imprez. Należymy do pierwszych pokoleń od czasów Imperium Romanum biorących tak licznie udział w globalnej rozrywce. Świat w czasach Rzymian był, oczywiście, mniejszy, ale i on żył swoistym showbiznesem – igrzyskami gladiatorów. Porównanie to wydaje się nie na miejscu, ale trudno zaprzeczyć, że dla Rzymian rzeź w amfiteatrze stanowiła rozrywkę na miarę naszych rozgrywek pierwszoligowych.

 

Paradoksalnie (a może nie?) największa popularność rzymskich circenses datuje się na I i II w. naszej ery, a więc na czas największej potęgi i dobrobytu imperium. Rodzi się pytanie, dlaczego właśnie wtedy? Co sprawiło, że w społeczeństwie tak dobrze zorganizowanym i wysoce cywilizowanym takim wzięciem cieszyły się krwawe widowiska, organizowane na ogromną skalę i przy każdej niemal okazji? Najprawdopodobniej z punktu widzenia rządzących Rzymem cesarzy – a zapewne i całej klasy senatorskiej czy urzędniczej – chodziło o skierowanie emocji tłumu w bezpieczną stronę, jak najdalej od problemów społecznych trapiących państwo. Podobnie jak w późniejszym Bizancjum, gdzie takim wentylem bezpieczeństwa były wyścigi rydwanów. Różnica polegała tylko na tym, że chrześcijańskie społeczeństwo wschodniego cesarstwa przestało z czasem gustować w potwornościach walk na arenie.

Lecz czy tylko taka przyczyna legła u podstaw rozkwitu walk gladiatorskich? To z pewnością zbytnie uproszczenie. Greckie państwa również targane były konfliktami społecznymi, lecz greckie igrzyska były czymś diametralnie odmiennym. Może więc przyczyna tkwiła w mentalności Rzymian; w surowości ich zasad, w kulcie zwycięstwa i pogardzie dla zwyciężonych? Ale zasady panujące w Sparcie były jeszcze surowsze, a zwycięzcy w igrzyskach olimpijskich byli w Grecji niemalże otaczani kultem. Grecy nie należeli też do nacji stroniących od przemocy i okrucieństwa. A przecież nie tylko nie wymyślili walk gladiatorskich, ale nawet nie przejęli od Rzymian powszechnego zamiłowania do nich.

Czym wyjaśnić, na przykład, przesąd Rzymian o leczniczych właściwościach krwi zabitego gladiatora? Stosowano to „lekarstwo” choćby w leczeniu epilepsji.

Etruskie złego początki

Według samych Rzymian zwyczaj organizowania walk gladiatorów został zapożyczony od Etrusków. Początkowo miały one podłoże religijne; jako forma ofiary dla bogów i duchów zmarłych. Pierwsza udokumentowana walka gladiatorska w Rzymie odbyła się w roku 264 p.n.e. na dzisiejszym Forum Boarium. Pogrzeb Brutusa Pery został uświetniony trzema pojedynkami gladiatorskimi. Nieco później rozpowszechniły się w Rzymie widowiska z udziałem dzikich zwierząt, również przejęte od Etrusków.

To nie Etruskowie wszakże wynaleźli rytualne pojedynki. Ich początek sięga co najmniej okresu archaicznego w Grecji. Homer opisuje w „Iliadzie” taki obrzęd zorganizowany podczas pogrzebu Patroklesa. Nie jest jasne, czy poeta przedstawił zwyczaj celebrowany w jego czasach, czy w okresie, który opisywał. Ponieważ kultura etruska tak wiele zawdzięczała greckiej, być może i ten element greckich zwyczajów pogrzebowych został przez Etrusków zaadaptowany, a następnie dotarł do Rzymian, którzy z właściwym sobie pragmatyzmem oderwali go od religijnego podłoża i uczynili z niego przemysł rozrywkowy na miarę Hollywood.

Tym niemniej, zwyczaj urządzania krwawych pojedynków ku czci tych, co odeszli, pozostał żywy przez cały okres istnienia imperium. Nie było niczym niezwykłym, że w testamencie zapisywano polecenie zorganizowania walki gladiatorów podczas pogrzebu. Zwłaszcza w przypadku osób zamożnych i oficjeli przerodziło się to wręcz w obowiązkowy „punkt programu”. Tłum zebrany na pogrzebie oczekiwał tej atrakcji, a gdy jej zabrakło, mogło dojść do tak gorszących scen, jak w Pollentii, w I w. n.e., kiedy obywatele uniemożliwili pochowanie jednego z ważniejszych urzędników, ponieważ nie przewidziano podczas uroczystości walk gladiatorskich. Do pogrzebu doszło dopiero wówczas, gdy spadkobiercy zmarłego zgodzili się na pokrycie kosztów widowiska.

Nie należy jednak patrzeć na Rzymian jako wyjątkowych okrutników. Dość wspomnieć o etruskim obyczaju składania w ofierze jeńców wojennych. Spektakularnym przykładem było rytualne uśmiercenie w roku 358 p.n.e. ponad trzystu Rzymian na forum w Tarkwinii. Wcześniej ten sam los spotykał pochwyconych w niewolę wojowników kartagińskich i greckich.

Proceder ten uznawany był przez Rzymian za tak etruski, że kiedy Oktawian w roku 40 p.n.e. zdobył Peruzję (dzisiejszą Perugię), jedno z dwunastu głównych miast etruskich, które poparło jego przeciwników w walce o spadek po Cezarze, uznał za stosowne złożyć ofiarę z trzystu wrażych wojowników; w okrutnej parodii etruskiego rytuału.

Biada pokonanym

Wśród gladiatorów (od łac. gladius – miecz) istniały specjalności zależnie od rodzaju uzbrojenia zaczepnego i obronnego. Do najbardziej malowniczych należeli niewątpliwie retiarii, czyli sieciarze, uzbrojeni w trójząb i sieć do oplątania przeciwnika. Nie posiadali żadnego opancerzenia. Ich tradycyjnymi przeciwnikami byli uzbrojeni w miecze secutores, chronieni tarczą, hełmem, jednym lub dwoma nagolennikami oraz rodzajem rękawa na ramieniu trzymającym miecz. Lekkozbrojni trakowie nosili greckie stroje i walczyli długim zakrzywionym nożem, chroniąc się za małymi, okrągłymi tarczami. Ciężkim uzbrojeniem i opancerzeniem wyróżniali się hoplomachowie z wielkimi tarczami. Konno walczyli andabaci, odziani w kolczugę i hełm. Występowały też inne kategorie gladiatorów, a ponadto w ramach klasycznych specjalności istniała pewna zmienność w uzbrojeniu i wyposażeniu.

Pojedynki gladiatorów stanowiły gwóźdź programu, toteż dla podgrzania atmosfery poprzedzano je innymi atrakcjami – przede wszystkim popisami pogromców dzikich zwierząt. Jeśli igrzyska odbywały się w Rzymie, w obecności cesarza, przed walką gladiatorzy pozdrawiali imperatora zasiadającego w loży, wypowiadając słynną formułkę o idących na śmierć. Nierzadko cesarz osobiście schodził na arenę, aby upewnić się, że broń gladiatorów jest w pełni sprawna. Jak w każdym biznesie rozrywkowym, w każdej epoce, częste były bowiem przypadki „ustawiania” walk, markowania ciosów, używania tępych mieczy itp. Słowem, przypominało to współczesny wrestling. Trudno się zresztą dziwić, skoro wyszkolenie dobrego gladiatora było kosztowne i czasochłonne.

Reakcje widzów w amfiteatrze nie różniły się wiele od reakcji dzisiejszych kibiców piłkarskich. Zagrzewano „zawodników” do walki, nagradzano owacją szczególnie celne ciosy, skandowano imiona zwycięzców. Widzowie mieli swoich idoli i ulubione specjalności.

Walka kończyła się z chwilą, gdy jeden z gladiatorów ginął bądź padał ranny. W tym drugim przypadku prosił tłum o litość unosząc wskazujący palec lewej ręki. Odpowiedzią – w zależności od nastrojów na widowni – był las kciuków skierowanych w górę na znak łaski bądź w dół, co oznaczało wyrok śmierci. Ostateczna decyzja należała do cesarza, który jednakże zazwyczaj nie sprzeciwiał się woli pospólstwa. Gdy widownia uznała, że pokonany gladiator nie zasługuje, aby żyć, jego zwycięski przeciwnik dobijał go możliwie szybko i bez zadawania większych cierpień; zgodnie z tym, czego uczono w szkołach gladiatorów.

Szczęściarze, którym darowano życie, schodzili z areny o własnych siłach. Martwych poddawano makabrycznemu rytuałowi. Najpierw niewolnicy przebrani za etruskiego demona śmierci, Charuna, miażdżyli im głowy wielkimi młotami, a następnie inni przebierańcy, stylizowani na Merkurego, boga, którego jedną z prerogatyw było odprowadzanie duszy zmarłego w zaświaty, ściągali poległych z areny przy użyciu haków wbijanych w zwłoki. Ciało trafiało do kostnicy, gdzie – jeśli mimo wszystko gladiator jeszcze żył – dobijano go już ostatecznie, a następnie pozbawiano wszystkiego, co miał przy sobie i na sobie. Mało tego. Poszczególne części ciała zmarłego gladiatora miały dla Rzymian znaczenie religijno-lecznicze, dlatego też zmarłemu wyrywano zęby, odcinano palce, spuszczano krew, amputowano inne członki. Słowem, ciało gladiatora stanowiło swego rodzaju rezerwuar leków i relikwii, toteż „pozyskiwano” z niego, co tylko się dało i wszystko to następnie trafiało na rynek.

Niewielu poległych na arenie mogło liczyć na normalny pochówek; tylko ci, których stać było na opłacenie miejsca na cmentarzu i zamówienie steli nagrobnej. Zwłoki pozostałych wrzucano do zbiorowych mogił obok amfiteatru, razem z trupami zabitych zwierząt.

Przedstawienie musi trwać

Mimo iż niektóre z antycznych dyscyplin sportowych bywały niebezpieczne i niosły ryzyko śmierci, jak choćby wyścigi rydwanów, walki gladiatorów były czymś z gruntu odmiennym, dlatego rzadko gladiatorami zostawali ochotnicy, ludzie wolni. Szeregi gladiatorów zasilali przede wszystkim niewolnicy, jeńcy wojenni i przestępcy. Obywatele, którzy zdecydowali się na występowanie na arenie, rekrutowali się zazwyczaj z najniższej warstwy ludzi wolnych – wyzwoleńców. Dla niektórych była to szansa na zdobycie sławy, choćby chwilowej; dla innych – sposób na zarobek. Podpisanie kontraktu wiązało się z wyrażeniem zgody na wszelkie możliwe konsekwencje walki orężnej, włącznie ze śmiercią, a ponadto na traktowanie jak niewolnika: zakuwanie w kajdany czy chłostę. Nie była to więc kariera usłana różami.

Popularność igrzysk stale rosła, toteż cesarze, wyczuwając nastroje tłumu, dostarczali mieszkańcom imperium wciąż więcej i więcej krwawych rozrywek. O ile w czasach Augusta poświęcano na widowiska około sześćdziesięciu dni w roku, o tyle w sto lat później już ponad sto trzydzieści dni, a w IV w. n.e. spędzano na widowni amfiteatru niemal połowę dni w roku. Władcy urządzali też dodatkowe igrzyska, w szczególnych okolicznościach, zwłaszcza przy okazji triumfu. Przykład dał Cezar, który jako czterokrotny triumfator urządził, między innymi, autentyczną bitwę z udziałem dwóch „armii”, składających się z pięciuset gladiatorów, oddziału jeźdźców i dwudziestu słoni każda. Neron zaaranżował bitwę morską na sztucznym jeziorze. Nawet Klaudiusz, który nigdy nie dowodził w polu, odbył triumf dzięki zwycięstwom swoich wodzów, zapewniając Rzymianom niezapomniane widowisko w postaci „zdobycia miasta” – wielkiej inscenizacji oblężenia, specjalnie na tę okazję zbudowanego, grodu na Polu Marsowym.

Uroczyste otwarcie najsłynniejszego rzymskiego amfiteatru, Koloseum, zapewniło mieszkańcom miasta nad Tybrem sto dni nieprzerwanej rozrywki. Prawdopodobnie śmierć poniosło wówczas kilka tysięcy gladiatorów i tyle samo zwierząt.

Panowanie Trajana obfitowało nie tylko w starcia z ościennymi ludami, ale także w walki na arenach. Jak się szacuje, w ciągu zaledwie kilku lat, między rokiem 106 a 114, w szranki stanęło ponad dwadzieścia tysięcy gladiatorów.

Nie wszyscy jednak Rzymianie pasjonowali się tymi krwawymi widowiskami. Również wśród cesarzy miały one przeciwników. Niechętni byli np. Tyberiusz (nie słynący bynajmniej z łagodności) oraz Marek Aureliusz. Cesarz Septymiusz Sewer wprowadził zakaz organizowania walk gladiatorskich między kobietami, bardzo zresztą popularnych, a Hadrian ograniczył możliwość sprzedaży niewolników do szkół gladiatorskich. Rzymscy intelektualiści prezentowali w kwestii igrzysk niejednoznaczne poglądy. Cyceron i Pliniusz Młodszy w zasadzie aprobowali walki gladiatorskie jako przejaw surowej, męskiej rywalizacji, pogardy dla śmierci. Widzieli w nich ważny społecznie czynnik wychowawczy. Całkowicie potępił igrzyska filozof Seneka Młodszy, przez pewien czas doradca Nerona, kierując się stoicką koncepcją braterstwa wszystkich ludzi. Plutarch (co prawda Grek z pochodzenia) postulował jeśli nie całkowite zniesienie, to przynajmniej ograniczenie liczby igrzysk. Poeta Lukian nie przebierał w słowach pisząc o bestialstwie walk gladiatorskich.

Wszystko to jednak były głosy wołających na puszczy. Dzierżyciele rzeczywistej władzy nie byli skłonni do pozbawiania Rzymian ich ulubionej rozrywki. Dopiero Konstantyn Wielki w 326 r. formalnie zabronił organizowania igrzysk. Dekret pozostał w zasadzie martwą literą, bowiem jeszcze w kilkadziesiąt lat później pojedynki na arenie miały się dobrze, o czym z goryczą zaświadcza św. Augustyn, opisując upadek moralny swego młodego przyjaciela, Alipiusza, który początkowo był wrogi igrzyskom, lecz po ich zobaczeniu na własne oczy popadł w drugą skrajność i stał się ich najzagorzalszym fanem.

Jest charakterystyczne dla natury ludzkiej, że gdy w końcu udało się wyeliminować walki między ludźmi, antyczny showbiznes trwał nadal organizując walki ludzi ze zwierzętami, a potem samych zwierząt.

Amfiteatry opustoszały na dobre dopiero w VII w., długo po upadku zachodniego cesarstwa. Ironią losu pozostaje fakt, że ludzkość zawdzięcza to w dużej mierze… barbarzyńcom, którzy zniszczyli świat antyczny, a z nim jego wynaturzenia.

Nie sposób na koniec nie wspomnieć o słynnym powstaniu Spartakusa u schyłku republiki. Był to największy, choć nie jedyny, zryw niewolników-gladiatorów. Zakończył się klęską i ukrzyżowaniem sześciu tysięcy buntowników wzdłuż Via Appia. Choć skala powstania zaszokowała i przeraziła Rzymian, nie wpłynęło to na zmianę ich upodobań. Rzeź na arenach trwała w najlepsze jeszcze przez następnych kilkaset lat. Archeolodzy odnaleźli na obszarze niegdysiejszego Imperium Romanum ponad siedemdziesiąt amfiteatrów. Z pewnością było ich jednak znacznie więcej.