Wystawy psów cieszą się zawsze ogromnym zainteresowaniem. Lubimy oglądać te piękne zwierzęta i podziwiać ich umiejętności. Ale jak nasza miłość do psów wypada na co dzień, w domowym zaciszu? Niestety, już nie tak różowo.

 

W nowojorskim Central Parku stoi pomnik psa. Ameryka uczciła w ten sposób Balto, psa pociągowego rasy malamut, który wraz ze swym przewodnikiem, Gunnarem Kaasenem, przewiózł w roku 1926 szczepionkę do odciętego od świata miasta Nome na Alasce, w którym wybuchła epidemia dyfterytu. Napis na pomniku – „Mądrość, wierność, wytrzymałość” – oddaje w trzech słowach to wszystko, co człowiek ceni sobie w psach od czasu ich udomowienia przed tysiącami lat (badania genetyczne sugerują, że pies mógł, jako gatunek, oddzielić się od wilka nawet ponad 100 tys. lat temu). Jeden z najsłynniejszych badaczy zachowań zwierząt, laureat Nagrody Nobla, Konrad Lorenz, uważał nawet, że tylko dzięki psu człowiek mógł zbudować swoją cywilizację. Pies zapewnił mu bowiem ochronę, usprawnił polowanie i ułatwił hodowlę, pilnując stad.

Obecnie w USA żyje około 70 mln psów. W Polsce mniej więcej 9 mln. Ich los jest różny, jak różni są ich właściciele.

Klasycznym już, smutnym przejawem naszej polskiej znieczulicy wobec psów jest coroczne zapełnianie się schronisk dla zwierząt przed okresem urlopów. Pół biedy jeszcze, kiedy ludzie oddają swoich ulubieńców sami; w wielu przypadkach jednak psy są wypędzane, wywożone za miasto, porzucane, przywiązywane do drzew, by nie pobiegły za właścicielem.

Psy są głodzone, maltretowane i zabijane. Bywają też porywane dla okupu. Tragikomiczne zdarzenie miało miejsce kilkanaście lat temu we Wrocławiu, gdzie uprowadzono owczarka niemieckiego o imieniu Suchar, w chwili, gdy córka jego właścicielki dokonywała zakupów w osiedlowym supermarkecie. Po wyjściu ze sklepu usłyszała od nieznajomego mężczyzny, że jeśli chce odzyskać psa musi zapłacić 20 zł. Dziewczyna zawiadomiła policję, ale szantażysta zapadł się pod ziemię, podobnie jak pies. Na szczęście, po dwóch dniach Suchar odnalazł się w schronisku dla zwierząt.

W niektórych krajach Azji potrawy z psów są uznawane za przysmak. W Polsce sama myśl o tym wywołuje obrzydzenie. Lecz czy u wszystkich? W 1998 r. mieszkaniec jednej z wsi na Dolnym Śląsku przyznał się do zabicia i zjedzenia trzech psów. Uśmiercał je siekierą, zdzierał skórę i gotował.

Zwierzę to nie rzecz, choć przez wiele lat w polskim prawie za taką było oficjalnie uważane. Dręczenie, bicie, kaleczenie, porzucanie, trzymanie w niewłaściwych warunkach, złośliwe straszenie i drażnienie, a wreszcie niehumanitarne i nieuzasadnione zabijanie zwierzęcia jest obecnie karalne; zagrożone nawet karą więzienia.

Natomiast zgodne z prawem zabicie psa (które dla spokoju własnego sumienia nazywamy uśpieniem) może nastąpić tylko w określonych przypadkach: ze względów humanitarnych, np. w razie nieuleczalnej choroby; z przyczyn sanitarnych – gdy pies jest nosicielem groźnej, zakaźnej choroby; gdy jest niebezpiecznie agresywny, co może stanowić zagrożenie życia ludzi; wreszcie dla celów naukowych, pod ściśle określonymi warunkami.

W Polsce przez dziesięciolecia krzywdzenie zwierząt pozostawało w sferze prywatności, odbywało się za drzwiami domów czy zagród. Pierwszy wyrok więzienia bez zawieszenia za szczególnie okrutne zabicie zwierzęcia zapadł dopiero w 1996 r., w Krakowie. Ofiarą mordu był kot, a sprawca dostał pół roku. W powojennej historii Polski był to dopiero drugi przypadek oskarżenia człowieka na podstawie uchwalonego jeszcze przed wojną rozporządzenia o karze za znęcanie się nad zwierzętami. Pierwszy wyrok (pół roku do odsiadki) za zabicie psa zapadł dopiero we wrześniu 2000 r., w Ostrowie Wlkp. Właściciel psa katował go od dawna, aż wreszcie zabił siekierą.

Przykładów znęcania się nad zwierzętami domowymi można przytoczyć wiele; zbyt wiele. Głośnym echem odbiła się nie tak znów dawno historia studenta, który „wyprał” kota sąsiadki w pralce automatycznej. Jak się okazało, nie był to pierwszy jego wyczyn na tym polu. Niewątpliwie najbardziej narażone na okrutne traktowanie są psy, co wynika – paradoksalnie – z ich szczególnie bliskiego związku z człowiekiem. Ale nawet jeśli nie dochodzi do czynnych aktów przemocy wobec psów, to w wielu przypadkach – zwłaszcza na wsi – mamy do czynienia z nie mniej okrutną obojętnością. Psy są traktowane instrumentalnie, „chowają się same”, a o ich leczeniu czy choćby utrzymywaniu w czystości mało kto myśli. Wydawałoby się, że przynajmniej ludzie powołani do opieki nad zdrowiem zwierząt wykażą więcej empatii. Co zatem sądzić o powiatowym lekarzu weterynarii z Obornik w Poznańskiem, który w 2001 r. nakazał uśpienie wszystkich psów we wsi Sierniki tylko dlatego, że pojawił się tam wściekły jenot? Mieszkańcy potulnie (?!) oddali na śmierć 61 psów i 8 kotów. Usiłujący protestować zastraszani byli groźbą nałożenia na nich grzywny w wysokości kilku tysięcy złotych.

Aktualnie trwają w sejmie prace nad nowelizacją ustawy z 1997 r. o ochronie zwierząt. Jeśli wejdzie w życie, zwierzęta domowe i gospodarskie znajdą się pod lepszą ochroną prawa. Wielu proponowanym przepisom należy przyklasnąć. Zabronione będzie trzymanie psa na łańcuchu, co dzisiaj jest nagminne (jednakże przewidziano okres przejściowy, do 2020 r., w którym będzie dozwolone trzymanie psa na uwięzi o długości co najmniej 5 m). Psia buda będzie musiała być ocieplana. Używanie kolczatki powodujące zbędny ból, uszkodzenie ciała psa bądź zmuszające go do przybierania nienaturalnej pozycji będzie traktowane jako przejaw znęcania się. Całkowicie zakazane będzie wystawianie psów z kopiowanymi (przycinanymi) uszami i ogonami. Rzecz jasna, każde prawo jest tyle warte, na ile sprawne są mechanizmy jego egzekwowania. Jak będzie w przypadku znowelizowanej ustawy o ochronie zwierząt, pokaże przyszłość.

Wiele przejawów agresji człowieka wobec psa wynika z niezrozumienia. Niektóre zachowania psów interpretujemy po swojemu, zapominając, że mogą one oznaczać coś zupełnie innego.

Na przykład, kiedy przywołujemy psa, a ten zbliża się, naszym zdaniem, zbyt wolno, często podnosimy głos, chcąc go ponaglić. Pies wówczas zwalnia jeszcze bardziej, co wprawia nas w coraz większy gniew. Krzyczymy więc jeszcze głośniej. Tymczasem zachowanie psa jest zupełnie naturalne – zwalnia na znak uległości, podporządkowania; nie po to, aby nasz gniew podsycić, ale wręcz przeciwnie – wyciszyć. Karcenie psa w takim momencie nie ma sensu, a nawet może być niebezpieczne, bo zwierzę, widząc, że pokaz uległości nie skutkuje, w desperacji może zaatakować.

Takich nieporozumień bywa wiele. Na przykład, mówimy coś do psa, a on kręci głową, unika patrzenia nam w oczy. Lekceważy nas – myślimy. Tymczasem w kanonach psiego sawoir-vivre’u oznacza to coś wręcz przeciwnego – pies sygnalizuje nam, że nie zamierza z nami wchodzić w konflikt (bo w świecie psów wpatrywanie się w kogoś oznacza wyzwanie).

Być może los naszych domowych czworonogów poprawiłby się, gdyby udało się nam zrozumieć, co „mówią”. Pierwsze kroki w tym kierunku są już czynione, choć raczej w formie zabawy niż rzeczywistej użyteczności. Od kilkunastu lat japońska firma zabawkarska Takara Tomy sprzedaje urządzenie służące do rozpoznawania psiego „języka”. Dzięki aparatowi, nazwanemu Bowlingual Dog Voice Translator, można dowiedzieć się, co oznaczają takie typowo psie zachowania, jak szczekanie czy skamlenie. Jeden moduł urządzenia, umieszczony na obroży, jest wyposażony w mikrofon, który przekazuje dźwięki do drugiego modułu – specjalnej konsoli przekładającej je na słowa, wyświetlane następnie na ekranie bądź transmitowane przez głośnik. Moduły połączone są ze sobą radiowo w technologii 2,4 GHz. Nie jest to jednak werbalna komunikacja ze zwierzęciem, ale raczej sugestia, iż to czy inne warknięcie bądź szczeknięcie psa oznacza pewien konkretny stan jego ducha, na przykład: „daj mi spokój” lub „cieszę się”. Twórcy urządzenia otrzymali za nie IgNobla, bowiem – jak wskazano w uzasadnieniu przyznania „nagrody” – przyczynili się do szerzenia pokoju i harmonii międzygatunkowej. Trudno to więc traktować poważnie. Bowlingual Voice można kupić choćby na Amazonie. Urządzenie nie „tłumaczy” wszakże psiego języka na język polski. Oprócz wersji japońskiej powstała tylko wersja angielska, której dwa prototypy w roku 2003, podczas wizyty w Rosji, ówczesny premier Japonii, Junichiro Koizumi, podarował Władimirowi Putinowi dla jego psów.

Daleko więc jeszcze do prawdziwej rozmowy z psem. Pytanie tylko, czy naprawdę byśmy tego pragnęli? Co bowiem będzie, jeśli pies wyartykułuje coś, czego nie chcielibyśmy usłyszeć?