Topiąca się ruda uranu skwierczy jak zimne ognie i pachnie jak palona sacharyna. Tak twierdzili byli pracownicy kopalni uranu w Kletnie, w Kotlinie Kłodzkiej. Wielu z nich topiło na blasze kuchennego pieca wyniesione ukradkiem z kopalni grudki rudy. Robili to z ciekawości. Nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa. A jeśli nawet o nim słyszeli, to nie od swoich pracodawców, lecz z Radia Wolna Europa.

 

Uranowa gorączka ogarnęła Polskę tuż po wojnie. Można ją śmiało porównać z gorączką złota. Kopalnie powstawały, działały i znikały w ekspresowym tempie. Kletno zostało porzucone już po pięciu latach, w 1953 r. W Kowarach kopalnię wyeksploatowano zaledwie w ciągu ośmiu lat, co było ewenementem jak na kopalnię tej wielkości. Eksploatacja kopalń była niezwykle szybka, a nawet gwałtowna. Wiedza o tym rozdziale polskiego górnictwa wciąż jest nikła. Przyczyniła się do tego tajemnica otaczająca uranową gorączkę. Niektórzy sądzą, że pierwszą radziecką bombę atomową, zdetonowaną w 1949 r., wyprodukowano z kowarskiego uranu. Dowodów na to nie ma, ale nie da się tego wykluczyć.

Uran, odkryty w 1789 r., jest promieniotwórczym pierwiastkiem chemicznym o liczbie atomowej 92 i masie atomowej 238. To najcięższy metal występujący w przyrodzie. Jest niemal wszędzie, choć w dużym rozproszeniu. Około 3 mg uranu znajduje się średnio w tonie morskiej wody. Około 4 g w tonie granitu. Ponad 400 g w tonie węgla kamiennego. Najbogatsze złoża zawierają około 3 kg uranu na tonę.

Naturalny uran stanowi mieszaninę trzech izotopów: U-238 (99,3 proc.), U-235 (0,7 proc.) i U-234 (ilości śladowe).

Uran jest radioaktywny, ale nie tak bardzo, jak by się wydawało. Główny izotop, U-238, posiada bowiem bardzo długi okres połowicznego rozpadu – równy wiekowi Ziemi. Izotop U-235 ma sześciokrotnie krótszy okres rozpadu i to on stanowi paliwo dla elektrowni jądrowych. Jednak jest go niewiele. Skutkiem tego bryła czystego uranu wprawdzie emituje promienie gamma, ale mniej niż bryła granitu.

Uran metaliczny można ostrożnie ująć w rękawiczkach. Koncentrat uranowy także można wziąć w ręce, pod warunkiem że się go nie wdycha.

Więcej niż potrzeba

Początkowo w produkcji uranu przewodziły Stany Zjednoczone. Dziś największym producentem i eksporterem uranu na świecie jest Kazachstan. Wydobywa się tam rocznie 24,6 tys. t uranu metalicznego. Drugim wielkim producentem jest Kanada. Roczna produkcja i eksport wynosi ok. 14 tys. t. Z tych dwóch krajów pochodzi ponad 60 proc. światowej produkcji uranu z kopalń. Na trzecim miejscu jest Australia z wydobyciem na poziomie 6,3 tys. t. Wydobycie prowadzi jeszcze 15 innych państw.

Znane zasoby uranu na świecie (opłacalne do wydobycia po cenie do 130 dolarów za kg) wynoszą ok. 5 mln 300 tys. t. Z tego w Australii jest 1 mln 660 tys. t (31 proc.), w Kazachstanie 629 tys. t (12 proc.), w Rosji 487 tys. t (9 proc.), w Kanadzie – 468 tys. t (9 proc.). Kilka innych krajów posiada złoża zawierające od 100 tys. do 300 tys. t: Afryka Południowa, Namibia, Brazylia, USA, Chiny, Ukraina.

Rynek uranu był do niedawna nasycony, a cena bardzo niska. Obecnie jest inaczej. Ceny znacznie wzrosły, pociągając za sobą wzrost wydobycia i niemal dwukrotny wzrost ilości rozpoznanych zasobów. Światowe zużycie wynosi 66,5 tys. t rocznie.

Uranociąg przyjaźni

O występowaniu uranu w Sudetach wiedziano od dawna. To właśnie ruda uranu z sudeckich kopalń posłużyła Marii Skłodowskiej-Curie do badań nad promieniotwórczością. Pewna ilość kowarskiego uranu znalazła się w Oranienburgu, pod Berlinem, gdzie prowadzono prace nad niemiecką bombą atomową. Najprawdopodobniej uran ten wraz z dokumentacją wpadł w ręce Rosjan i w ten sposób trafili oni do Kowar.

Niemal równocześnie rosyjscy geolodzy pojawili się w Kletnie, gdzie istniały stare kopalnie rud żelaza. Wersja oficjalna mówi, że w lipcu 1948 r. odkryli promieniowanie na hałdach. Jednak okoliczni mieszkańcy mają swoją, bardziej romantyczną wersję – o pewnej Niemce, która pozostała w Kletnie po wojnie, żyła z Polakiem i zdradziła mu, że w kopalni jest uran, a Polak doniósł o tym władzy ludowej.

Już we wrześniu 1947 r. zawarto porozumienie dotyczące wydobycia uranu na potrzeby radzieckiego programu nuklearnego. Na bazie kopalni w Kowarach utworzono Zakłady Przemysłowe R-1. Pierwszym dyrektorem został Rosjanin; radziecka była także kadra inżynierska. W Polskę ruszyły grupy poszukiwawcze. Tropiły rudę uranu na terenie całego kraju, koncentrując się głównie na istniejących kopalniach, wyrobiskach i hałdach. Grupy, liczące nawet do 50 osób, mogły spodziewać się wszędzie szczególnego traktowania.

Rosyjscy specjaliści działali w Zakładach R-1 do 1958 r. Po ich wyjeździe eksploatacja uranu trwała jeszcze pięć lat. Zaprzestano jej w 1963 r. Jako ostatnią zamknięto kopalnię w Radoniowie. Przez następnych dziewięć lat prowadzono w Kowarach przeróbkę zgromadzonej rudy uranowej na koncentrat o wysokiej zawartości uranu, również sprzedawany do ZSRR. Wyprodukowano ok. 60 t.

Po likwidacji Zakładów R-1 w 1973 r. ich obiekty oraz kadrę przejęła Politechnika Wrocławska. Studenci górnictwa uczyli się tu swego fachu, prowadzono też prace badawcze, na przykład nad zastosowaniem rozmaitych materiałów wybuchowych w górnictwie.

Z dużej chmury…

Prace przy wydobyciu uranu prowadzono z rozmachem. W Kletnie wykuto 20 sztolni i 37 km chodników. Spośród trzech szybów kopalni, dwa miały głębokość 80 m, a jeden – 150 m.

W Radoniowie wkopano się dwoma szybami na głębokość ponad 500 m. W Kowarach zasięg prac był największy. Wydrążono 4 główne szyby i 24 sztolnie poszukiwawcze. Łącznie powstało ponad 70 km wyrobisk. Głębokość kopalni osiągnęła 525 m.

Wysiłek był olbrzymi. A skutek? Kopalnia w Kletnie dostarczyła nie więcej niż 20 t czystego uranu. W Miedziance było tego niespełna 15 t. Najwięcej uranu z pojedynczej kopalni wydobyto w Radoniowie – około 230 t. Kowary natomiast przodowały jeśli się zsumuje urobek wszystkich trzech istniejących tu kopalni. Wyeksportowano stąd około 350 t uranu.

Ogółem wydobyto w Polsce około 650 t metalicznego uranu. Dla porównania – w NRD ponad 200 tys. t, a w Czechosłowacji – około 100 tys. t.

Szkodliwy? Nie szkodzi

Świadomość zagrożeń związanych z pracą w kopalniach uranu była zrazu niewielka lub zgoła żadna. Gorączkowy pośpiech sprawiał, że w początkowej fazie funkcjonowania kopalń nie istniało żadne zaplecze sanitarne. Górnicy nie mieli gdzie się wykąpać i przebrać. Nie mieli też w co. W ubraniach szybowych jechali do domów. Ale i później z higieną nie było najlepiej; tym razem z winy samych górników. Do kąpieli trzeba było niekiedy ich zmuszać, gdy licznik Geigera wykrył, że są pokryci promieniotwórczym pyłem.

W nieprzestrzeganiu zasad bezpieczeństwa prym wiedli górnicy przodowi. Ponieważ mogli zarobić wielokrotnie więcej niż wynosiła ówczesna średnia płaca, lekceważyli własne zdrowie. Niechętnie używali masek przeciwpyłowych, gdyż szybko się zatykały i utrudniały oddychanie. Kiedy wprowadzono wiercenie z użyciem wody, co miało zapobiec powstawaniu pyłu, wiertacze, gdy tylko mogli, zakręcali jej dopływ, spowalniała bowiem pracę. Byli górnicy wspominali, że wystarczyło, aby w pobliżu nie było sztygara, a wiertacze wracali do wiercenia „na kurz”. Pyliło tak bardzo, że spoza pyłu nie było widać człowieka.

Pył był groźny z powodu radonu, gazu towarzyszącego rudzie uranu. Radon osadzał się wraz z cząstkami pyłu w płucach i powodował ich napromieniowanie, co prowadziło do raka płuc. To radon bowiem jest największym zagrożeniem dla górników w kopalniach uranu, a nie sam uran.

Radon, jako gaz szlachetny, łatwo rozpuszczalny w wodzie, bez trudu przenika przez warstwy geologiczne i przez glebę, co powoduje, że jest dla ludzi szczególnie niebezpieczny. Emituje promieniowanie alfa, które wprawdzie jest mało przenikliwe, jednak kiedy znajdzie się już wewnątrz ciała, na przykład w wyniku wdychania gazu, może wywołać groźne skutki. Radon może być niebezpieczny nie tylko dla górników. Jest źródłem radioaktywnego skażenia domów. Wydostaje się z ziemi przede wszystkim tam, gdzie występują skały krystaliczne i masywy granitowe – na przykład w Sudetach. Gromadzi się w piwnicach i przez szpary w podłodze przenika wyżej, do mieszkań. Z drugiej strony – bywa uważany za czynnik leczniczy. Popularne stało się korzystanie z wód radoczynnych bądź z komór inhalacyjnych.

Lekarze pojawili się w kopalniach uranu dopiero w roku 1956. Pracownicy Instytutu Medycyny Pracy w Przemyśle Włókienniczym w Łodzi, którzy przyjechali na inspekcję Zakładów R-1 w grudniu 1956 r., byli zaszokowani stanem bazy sanitarnej w kopalniach. Prysznice wyglądały na nieczęsto używane, a szatni nie było w ogóle; jedynie suszarnie odzieży roboczej. Górnicy nie przebierali się po pracy i nie zmieniali bielizny.

Na dole w kopalniach nie było żadnych urządzeń sanitarnych. Górnicy jedli i palili podczas pracy, nie myjąc rąk. Nie było ustępów. Brakowało wody zdatnej do picia.

Spóźnione zadośćuczynienie

Tajemnica, jaką było owiane istnienie Zakładów R-1, uniemożliwiała ubieganie się o odszkodowanie z racji narażenia na promieniowanie. Pracownicy mogli jedynie starać się o rekompensatę w przypadku zapadnięcia na chorobę górniczą – pylicę bądź krzemicę. Dopiero w 1992 r. powołano Biuro Obsługi Roszczeń b. Pracowników Zakładów Produkcji Rud Uranu w Jeleniej Górze, działające z ramienia Państwowej Agencji Atomistyki (obecnie: Biuro Obsługi Roszczeń funkcjonujące w ramach Centrum ds. Zdarzeń Radiacyjnych Państwowej Agencji Atomistyki). Zebrało ono informacje o około 23 tys. byłych pracowników Zakładów R-1.

Biuro zaczęło wypłacać szereg świadczeń byłym górnikom bądź ich rodzinom: jednorazowe odszkodowania z tytułu uszczerbku na zdrowiu spowodowanego chorobą zawodową, ekwiwalent za deputat węglowy, jednorazowe odszkodowania wdowom po zmarłych na chorobę zawodową byłych pracownikach. W roku 2000 rozpoczęła się także wypłata odszkodowań byłym żołnierzom służby zastępczej. Byli to ludzie stanowiący „element niepewny politycznie”, przymusowo wcielani do wojska i kierowani do pracy w kopalniach, w tym także w kopalniach uranu.

Byli żołnierze służby zastępczej otrzymywali odszkodowania automatycznie, choćby przepracowali w Zakładach R-1 tylko jeden dzień. Wysokość odszkodowania zależała od stopnia inwalidztwa, ale stan zdrowia nie musiał mieć związku z pracą w kopalni. Natomiast byli pracownicy R-1 mogli otrzymać odszkodowanie tylko wówczas, kiedy stwierdzona została u nich choroba zawodowa. Ich badaniem zajmował się jeleniogórski oddział Dolnośląskiego Wojewódzkiego Ośrodka Medycyny Pracy. Najwięcej osób przebadano w latach 1992-1993. Wśród 644 byłych pracowników rozpoznano 25 pylic płuc i 18 nowotworów popromiennych płuc.

Dlaczego tylko płuc? Współczesna medycyna uważa bowiem, że górnicy uranowi byli narażeni głównie na oddziaływanie radonu wchłanianego podczas oddychania. Nie było więc podstaw, by uwzględniać nowotwory zlokalizowane w innych częściach ciała.

Biuro Obsługi Roszczeń wypłaciło około 600 odszkodowań jednorazowych dla byłych żołnierzy służby zastępczej oraz ponad 300 odszkodowań dla byłych górników, u których stwierdzono chorobę zawodową, i dla wdów po byłych pracownikach R-1.

Choć warunki pracy polskich górników uranowych wydają nam się nieludzkie, nie stanowiły wyjątku. Amerykańscy Indianie z plemienia Nawaho bardzo późno uzyskali odszkodowania za pracę w kopalniach uranu.

Nawahowie są największym plemieniem Ameryki Północnej. Żyją na terenie stanów Arizona i Nowy Meksyk. W latach powojennych masowo podejmowali pracę w nowo otwieranych kopalniach uranu. Nikt ich nie informował o niebezpieczeństwach.

Zatrudnieni dłużej ludzie zaczęli chorować. Wielu zmarło. Byli górnicy założyli Komitet Ofiar Promieniowania Uranu. Jednak dopiero w 1990 r. doczekali się ustawy przewidującej odszkodowania dla górników i rodzin zmarłych górników.

Wysypka po gorączce

Na Dolnym Śląsku było 14 miejsc wydobycia uranu: kopalń oraz tak zwanych punktów okruszcowania. Największe kopalnie powstały w Kowarach, Radoniowie i Kletnie. Poza Dolnym Śląskiem wydobywano uran tylko w kopalni pirytu „Staszic” w Rudkach koło Nowej Słupi, w Górach Świętokrzyskich.

Jednak różnego rodzaju miejsc i obiektów związanych z eksploatacją uranu – sztolni, szybików poszukiwawczych, hałd – jest około 200. Dotychczas przebadano pod kątem wykrywania promieniowania gamma tylko Miedziankę, Mniszków i Radoniów, a także większość Kowar.

W miejscach dawnego wydobycia straszą hałdy. Według specjalistów leży na nich skała, w której w ogóle nie było rudy uranu. Hałdy są ponoć bezpieczne, bowiem nawet skały o niskiej zawartości rudy zostały wywiezione i przerobione w zakładzie przeróbki rud uranu w Kowarach. To, co pozostało, jest zupełnie niegroźne. Sceptycy uważają jednak, że nie da się w tak dokładny sposób wyodrębnić uranu, by skała na hałdach była zupełnie go pozbawiona.

W Kowarach i Kletnie można dziś zwiedzać część dawnych kopalń. Tyle że w Kletnie jest to część, gdzie uranu nigdy nie wydobywano, a tylko fluoryt, natomiast w Kowarach udostępniony turystom fragment kopalni „Podgórze” – sztolnia IXa – powstał w 1976 r. i nie miał nic wspólnego z wydobyciem uranu.