Wybitnej roli Romana Dmowskiego na konferencji paryskiej w latach 1919-1920, uwieńczonej podpisaniem Traktatu Wersalskiego, poświęcono w literaturze historycznej sporo miejsca. Nic w tym dziwnego, zważywszy że wydarzenie to było jednym z nielicznych w działalności tego kontrowersyjnego polityka, które w zasadzie uzyskało aplauz – a w każdym razie nie napotkało większego oporu – ze strony zarówno jego zwolenników, jak i przeciwników. W ówczesnych polskich realiach świadczyło to o uniwersalnej wartości, istotnej dla całego narodu, jaką powszechnie przypisywano poczynaniom Dmowskiego na konferencji pokojowej w Paryżu.

 

Konferencja ta była, podobnie jak wiele wcześniejszych tego typu konferencji, „koncertem mocarstw”. W tym przypadku – wyłącznie mocarstw zwycięskich. Mniejsze państwa, w tym nowopowstające, jak Polska, zostały dopuszczone na nierównych prawach. Co prawda, oficjalnie uznano Polskę za pełnoprawnego członka konferencji pokojowej, jednak zaliczono ją do państw o interesach – jak to ujęto – „ograniczonych”. Przyznano jej prawo do wysłania maksymalnie dwóch delegatów, którzy mogli zabierać głos wyłącznie w sprawach związanych bezpośrednio z interesami Polski i tylko wówczas, kiedy zostaną o to poproszeni. Główną rolę w kształtowaniu powojennego porządku odgrywała „wielka czwórka”: prezydent USA Woodrow Wilson, premier Wielkiej Brytanii David Lloyd George, premier Francji Georges Clémenceau oraz premier Włoch Vittorio E. Orlando, przy czym ten ostatni, wobec niechęci pozostałych mocarstw do respektowania żądań włoskich w sprawie granic i kolonii, wyjechał na jakiś czas z Paryża. Tak więc, najważniejsze decyzje zapadały w gruncie rzeczy w gronie „wielkiej trójki”.

Interesy Polski na arenie międzynarodowej reprezentował wówczas Komitet Narodowy Polski, do którego weszło – na mocy porozumienia między Piłsudskim a prawicą i w wyniku powołania rządu Ignacego Paderewskiego – kilku przedstawicieli Naczelnika Państwa. Dzięki temu Komitet zaczął pełnić funkcję oficjalnego organu rządu polskiego. Mimo tych zmian, Komitetem nadal niepodzielnie kierował Dmowski. On też został jednym z delegatów na konferencję pokojową. Drugim był Paderewski – pełniący, jako premier, funkcję jej szefa.

Jednakże w chwili rozpoczęcia obrad konferencji paryskiej nie było tam jeszcze Paderewskiego. Tak więc to Roman Dmowski został powitany jako pierwszy oficjalny przedstawiciel Polski, co niewątpliwie przyniosło mu wiele satysfakcji. On też kierował polską delegacją przez pierwsze dwa miesiące, do chwili przyjazdu Paderewskiego w kwietniu 1919 r.

Przy Komitecie Narodowym Polskim utworzono Biuro Prac Kongresowych, którego zadaniem było przygotowywanie wszelkich materiałów (ekspertyz, memoriałów itp.), niezbędnych w trakcie prowadzenia negocjacji, podczas organizowania akcji propagandowych i działań dyplomatycznych.

Wydaje się, że fakt obecności w Paryżu Dmowskiego był okolicznością szczęśliwą w kontekście rozpoczynającej się walki dyplomatycznej o uznanie i określenie granic państwa polskiego. Spośród polskich polityków ówczesnej doby chyba tylko on miał sprecyzowaną wizję – wspartą rzeczowymi argumentami – kształtu terytorialnego państwa. Była to koncepcja, co prawda, silnie podporządkowana poglądom politycznym Dmowskiego, niemniej mogła stanowić solidną podstawę do dalszych ustaleń. Zresztą, jeśli chodzi o granice wschodnie Polski postulaty Dmowskiego niewiele różniły się od ówczesnych poglądów Piłsudskiego. Oczywiście, nadal odmienne pozostawały poglądy co do tego, co ma się znajdować po drugiej stronie granicy. Piłsudski, jak wiadomo, był zwolennikiem utworzenia państw ukraińskiego i białoruskiego, oddzielających Polskę od Rosji, zaś Dmowski wolał, by Ukrainę i Białoruś wchłonęła Rosja, co w pewnym stopniu osłabiłoby ją.

Dmowskiego Wielka Improwizacja

29 stycznia 1919 r. Rada Najwyższa konferencji zażądała od polskiej delegacji przedstawienia postulatów terytorialnych. Dmowski nie miał czasu na przygotowanie swojego wystąpienia. Dopiero będąc na miejscu, w sali obrad, dowiedział się, że musi przedstawić całość problematyki. Mimo to, wypadł znakomicie, wywierając wielkie wrażenie na zachodnich dyplomatach. W długim, ciągnącym się przez dwa posiedzenia Rady wystąpieniu, Dmowski, biegłą francuszczyzną i angielszczyzną, ze swadą zaprezentował zebranym kształt postulowanych przez Polskę granic oraz zarysował sytuację w Polsce.

Oprócz tych wyjaśnień o charakterze ogólnym, Dmowski stanął przed koniecznością poruszenia dwóch konkretnych kwestii, które wymagały natychmiastowej interwencji mocarstw. Chodziło o zmuszenie Niemiec do wstrzymania działań wojennych w Wielkopolsce oraz o skłonienie Czechosłowacji do wycofania się z zajętej wbrew porozumieniom polsko-czeskim części Śląska Cieszyńskiego o przewadze ludności polskiej.

Najobszerniejszą część wystąpienia Dmowskiego stanowiło niewątpliwie przedstawienie polskich postulatów terytorialnych. Zaprezentował program, który można uznać za maksymalistyczny. Zgodnie ze swoimi poglądami był przeciwny rezygnacji z jakiegokolwiek skrawka ziemi, jaki Polska posiadała wcześniej na zachodzie. Mało tego, rozszerzył swoje żądania o niektóre tereny, do Polski nigdy nie należące, ale zamieszkane przez ludność polską.

Mając zapewne na uwadze skłonność polityków angielskich do patrzenia na sprawy europejskie przez pryzmat zasady równowagi sił, uzasadniał konieczność budowy silnej Polski w tym regionie Europy. W jego opinii Polska powinna przejąć rolę osłabionej Rosji jako stabilizatora równowagi europejskiej, wobec nieuchronnego, jego zdaniem, odrodzenia się niemieckiej potęgi.

Posunął się też Dmowski do zawoalowanej groźby, ostrzegając, że jeśli nie zostaną uwzględnione takie czynniki, jak siła żywiołu polskiego i witalność polskości, to w przyszłości może to zagrozić trwałości pokoju. By tego uniknąć – konkludował – należy włączyć do Polski także ziemie nie zamieszkane w wielkiej liczbie przez Polaków, ale takie, co do których panuje w Polsce bardzo silny narodowy sentyment.

W odniesieniu do granicy wschodniej Polski Dmowski musiał uwzględnić szereg czynników. Z jednej strony, był przeciwny projektom federacyjnym, których celem było utworzenie buforowych państw, związanych z Polską luźną federacją. Z drugiej – nie chciał włączenia do Polski zbyt wielkich obszarów wschodnich, obawiał się bowiem, że nie będzie można wchłonąć zbyt licznych mniejszości narodowych, co byłoby sprzeczne z jednolitym narodowo kształtem państwa, jaki postulował. Musiał także uwzględnić stanowisko mocarstw, a szczególnie Francji, która liczyła na zwycięstwo „białych” w rosyjskiej wojnie domowej i nie zamierzała pozwolić na zbytnie okrojenie Rosji.

Wszystkie te uwarunkowania sprawiły, iż jego propozycja, tzw. linia Dmowskiego, stanowiła swego rodzaju kompromis. Rezygnował z powrotu do granic sprzed rozbiorów. Granica miała przebiegać w taki sposób, by w Polsce znalazły się: Libawa (obecnie Lipawa) nad Bałtykiem, Mińsk, Mozyrz, Płoskirów i Kamieniec Podolski. Do Polski miały więc należeć tereny litewskie, znaczna część Polesia, Podola i Wołynia.

Kwestią granicy polsko-niemieckiej zajmowała się specjalna komisja (Komisja Spraw Polskich) pod kierunkiem francuskiego dyplomaty, byłego ambasadora Francji w Berlinie, Julesa Cambona, przychylnego Polsce. W miesiąc po swoim wystąpieniu Dmowski skierował do komisji memoriał, w którym uszczegóławiał polskie żądania, a także przedstawiał ich uzasadnienie. Odwoływał się do sprawiedliwości i konieczności zadośćuczynienia za zabory. Podkreślał prawo narodów do samostanowienia – zasadę szczególnie bliską prezydentowi Wilsonowi. Uzasadniał potrzebę budowy silnego państwa polskiego między Niemcami a Rosją, co jest możliwe tylko wówczas, kiedy państwo to będzie wystarczająco rozległe terytorialnie. Stąd też konieczność przyłączenia do Polski Pomorza Gdańskiego, części Pomorza Zachodniego, Górnego Śląska, Wielkopolski, Warmii oraz południowego skrawka Prus Wschodnich, zamieszkałego przez ludność polską wywodząca się z Mazowsza.

Dmowski zastosował w nocie ciekawą taktykę, a mianowicie zaakcentował umiarkowanie Polski w roszczeniach. Stwierdził bowiem, że w stosunku do granic z 1772 r. Polska i tak wyrzeka się ponad 300 tys. km kw. terytoriów i ponad 16 mln ludzi je zamieszkujących.

Komisja Cambona zgodziła się na przyznanie Polsce Wielkopolski, Górnego Śląska oraz Pomorza wraz z Gdańskiem, jednak pozostałe roszczenia uznała za zbyt wygórowane. Przyznała Polsce jedynie cztery powiaty Prus Wschodnich, a na pozostałym obszarze miał odbyć się plebiscyt. Całkowicie odrzucono postulaty w sprawie Pomorza Zachodniego.

Wnioski komisji nie zostały jednak w całości przyjęte przez Radę Najwyższą. Głównie wskutek oporu Lloyda George?a, który zakwestionował prawo Polski do Gdańska oraz do części Prus Wschodnich. Wsparli go, aczkolwiek dyskretnie, Amerykanie. Oba kraje nie chciały bowiem zbytnio osłabiać Niemiec. Takie stanowisko wiązało się z tradycyjną angielską polityką równowagi oraz z niechęcią do nadmiernego wzmocnienia Polski, postrzeganej jako potencjalny sojusznik Francji. Francja zaś musiała się ugiąć przed wspólnym stanowiskiem obu mocarstw anglosaskich. Co więcej, z gwałtownym oporem przeciwko takim rozwiązaniom wystąpiły Niemcy, uzasadniając potrzebę zatrzymania Górnego Śląska względami narodowościowymi, ale także strasząc ewentualną radykalizacją nastrojów w Niemczech w duchu komunistycznym. Wysunęły też argument ekonomiczny – twierdząc, że w przypadku utraty tego uprzemysłowionego regionu nie będą w stanie spłacić odszkodowań wojennych.

Traktat sprzecznych interesów

W rezultacie, nowy tekst traktatu pokojowego przewidywał przekształcenie Gdańska w Wolne Miasto, pod zwierzchnictwem Ligii Narodów, oraz przeprowadzenie plebiscytu w całych Prusach Wschodnich, a także na Górnym Śląsku.

Granica wschodnia Polski ? choć jej postulowany przebieg Dmowski przedstawił podczas swojego wystąpienia – nie została na konferencji paryskiej ustalona. Z kilku przyczyn. Mocarstwa zachodnie nie chciały niczego deklarować w obliczu wojny domowej w Rosji, nie chcąc osłabiać „białych” walczących z bolszewikami. Rosja była podczas wojny sprzymierzeńcem państw zwycięskich, toteż gdyby „biali” zwyciężyli, sytuacja wróciłaby niejako do normy, a wówczas zapewne upomnieliby się o ziemie należące do nich przed 1914 r.

Z drugiej strony, mocarstwa zachodnie rozumiały, że niektóre ziemie muszą przypaść odrodzonej Polsce, która była też potrzebna jako potencjalny przeciwnik bolszewików. W efekcie, decyzja została odłożona na później – ustalenie przebiegu wschodniej granicy Polski miało nastąpić w przyszłości, odrębną decyzją mocarstw. W grudniu 1919 r. wydano tylko deklarację w tej sprawie, określającą tymczasowy przebieg granicy. Pozwalała ona Polsce czasowo okupować Galicję Wschodnią po rzekę Zbrucz; dalej granica miała biec rzeką Bug, następnie do Grodna.

Ustalenia te straciły znaczenie po zwycięstwie Polski nad Rosją i zawarciu pokoju ryskiego 18 marca 1921 r., który zadecydował o ostatecznym przebiegu granicy między obu państwami.

Uroczyste podpisanie traktatu pokojowego kończącego konferencję paryską nastąpiło 28 czerwca 1919 r. Ze strony polskiej podpisy złożyli Ignacy Paderewski i Roman Dmowski. Bezpośredni rezultat półrocznych starań wydawał się skromny. Polska otrzymywała tylko Wielkopolskę (którą i tak już posiadała po zwycięstwie powstania wielkopolskiego) i Pomorze Gdańskie, bez Gdańska. Na pozostałych obszarach miały się odbyć plebiscyty bądź – jak na wschodzie – sytuacja pozostawała praktycznie nieokreślona.

Polska dodatkowo musiała zaakceptować i podpisać tzw. traktat mniejszościowy, narzucony wszystkim nowo powstałym państwom Europy Środkowej. Było to zobowiązanie do poszanowania praw mniejszości narodowych, tak sformułowane, że umożliwiało ingerencję mocarstw w wewnętrzne sprawy Polski.

Jak zapisy pokoju wersalskiego przyjął Dmowski? Trudno ocenić skuteczność jego zabiegów w Paryżu. Wszystko wskazuje na to, że żadna argumentacja nie mogła mieć wystarczającej siły, by przekonać kierujące się sprzecznymi interesami mocarstwa. Przyjmowały one polski punkt widzenia tylko wówczas, gdy było to zbieżne z ich celami. A te ewoluowały, tak w odniesieniu do Rosji, jak i Niemiec. Wydaje się, że do marca 1919 r., kiedy to Lloyd George zażądał złagodzenia traktatu wobec Niemiec, między innymi kosztem polskich postulatów, Dmowski był ostrożnym optymistą. Wystąpienie brytyjskiego premiera zaskoczyło go, jednak chyba nie aż tak bardzo, jak można by się spodziewać. Dmowski liczył zapewne na większy sukces dzięki propolskiemu nastawieniu Julesa Cambona, jednak nigdy nie wyzbył się obaw o szanse realizacji polskich dążeń.

W swoich późniejszych wypowiedziach Dmowski oceniał, że Polska wyszła z wojny ze zdobyczą większą niż jakikolwiek inny naród. Zaś w odniesieniu do swoich celów stwierdzał, iż osiągnął je w dziewięćdziesięciu procentach. Wspominając moment podpisania traktatu mówił o uczuciu triumfu, jakie nim wówczas owładnęło.

Bohater czy antybohater?

Odrębna kwestia to pojawiające się głosy o negatywnej dla sprawy polskiej roli Dmowskiego. Opinie te, głoszone zarówno wówczas, jak i później, opierają się na założeniu, że nacjonalizm i antysemityzm Dmowskiego mogły razić zachodnich dyplomatów, co przekładało się na niechęć do Polski. Większość historyków ocenia to jednak inaczej. Ich zdaniem, tego typu względy nie odgrywały większej roli, o czym może świadczyć fakt, że aż do marca 1919 r. sprawa polska wyglądała jak najlepiej, a przecież głównym reprezentantem Polski był wówczas Dmowski. Reputacja Dmowskiego jako nacjonalisty mogła natomiast zaważyć na sformułowaniach traktatu mniejszościowego, choć nie należy tego czynnika przeceniać.

Ujemną rolę mógł odegrać antagonizm między Dmowskim a Paderewskim. Co prawda, nie osiągał on drastycznych rozmiarów, ale jednak istniał; Paderewski bowiem sprzyjał federacyjnej koncepcji Piłsudskiego. Wydaje się też, że Dmowski, choć otwarcie nie negował prerogatyw Paderewskiego, uważał się za bardziej powołanego do kierowania polską delegacją na konferencji pokojowej. Po przybyciu do Paryża Paderewski stworzył wokół siebie jakby drugą delegację, nie podejmując większej współpracy z Dmowskim.

O rozdźwiękach w polskim obozie świadczy fakt, że kiedy po sprzeciwie Lloyda Georga wobec postanowień komisji Cambona Dmowski zainspirował kampanię części brytyjskiej prasy przeciwko premierowi, Paderewski odniósł się wrogo do tej taktyki, uważając, że przyniesie skutek negatywny, bowiem zrazi Brytyjczyków.

Ponadto, jednolitość polskiego stanowiska na konferencji rozbijało także istnienie trzeciego ośrodka dyspozycyjnego, w osobie Naczelnika Państwa – Piłsudskiego.

Niezależnie wszakże od rezultatów starań Dmowskiego o kształt polskich granic, jego wystąpienie z 29 stycznia 1919 r. należy ocenić niewątpliwie jako jedno z najważniejszych w historii polskiej dyplomacji.