W 1540 r. niemiecki żaglowiec schronił się przed sztormem w jednym z fiordów Grenlandii. Załoga zeszła na ląd, odkrywając tam kamienne ruiny, resztki szopy na łodzie, a także szczątki ludzkie. Nieznany mężczyzna, ubrany w focze skóry, ale noszący na głowie ostatni krzyk europejskiej mody – kapuzę – nie żył najwyraźniej od niedawna. Poza nim nie znaleziono innych ludzi. Były to smętne pozostałości kwitnącej niegdyś osady grenlandzkich Wikingów, potomków osadników, których na tę – wówczas znacznie bardziej niż dzisiaj gościnną – wyspę przywiódł sześćset lat wcześniej z Islandii Eryk Rudy.

 

Grenlandczycy stali się ofiarami pogorszenia klimatu. Początkowo był dość łagodny. Tak łagodny, że Eryk Rudy, aby zachęcić ludzi do kolonizacji odległej wyspy, nazwał ją Zielonym Krajem, co dzisiaj brzmi jak żart. Ochłodzenie nie nastąpiło nagle, lecz stopniowo. Średnia temperatura spadała pogarszając warunki do uprawy roślin i hodowli zwierząt. Grenlandczycy mieli coraz większe trudności z zapewnieniem sobie podstaw egzystencji. Przez długi czas wyspa utrzymywała kontakty handlowe i kulturalne z Europą. Stopniowo zaczęły one zanikać, aż wreszcie statki przestały przypływać na Grenlandię. Jej mieszkańcy, coraz bardziej izolowani i skazani na kurczące się zasoby, wegetowali; głodując, karlejąc i stopniowo wymierając. Badania archeologiczne, podjęte w latach 20. XX w. przez Duńczyków, obejmujące obszar jednego z dwóch głównych obszarów osiedleńczych na Grenlandii – Osiedle Wschodnie (Eystribyggd), wykazały, że dalecy potomkowie Wikingów byli niedożywieni i schorowani, a ich średni wzrost obniżył się do 140-160 cm. Większość nie dożywała trzydziestki.

Gehenna Europejczyków na Grenlandii to szczególnie jaskrawy przykład wpływu klimatu na ludzką społeczność. Ale nie jedyny. Sporo przesłanek przemawia za tym, że wahania globalnego klimatu stanowiły czynnik decydujący o rozwoju bądź upadku wielu cywilizacji.

Początki ludzkiej kultury mogą mieć związek z ostatnim zlodowaceniem. Nie jest, być może, dziełem przypadku, że malowidła naskalne zaczęły powstawać w jaskiniach, w okresie, gdy służyły one naszym przodkom za schronienie przez zimnem.

To samo zlodowacenie, wiążąc w lądolodzie ogromne masy wody morskiej, spowodowało obniżenie się poziomu oceanu i odsłonięcie pomostu lądowego z Azji do Ameryki Północnej. Wedle obowiązującej dziś teorii umożliwiło to ludziom zasiedlenie obu Ameryk około 20 tys. lat p.n.e. Po ustąpieniu lodowca poziom wody podniósł się i około 12 tys. lat temu przodkowie Indian zostali ?odcięci? na nowym kontynencie.

Prawdziwa rewolucja wybuchła wraz z końcem epoki lodowej. Globalna zmiana klimatu przyczyniła się do powstania pierwszych wielkich cywilizacji. Na Bliskim Wschodzie, w Mezopotamii i w Dolinie Nilu sprzyjające warunki klimatyczne umożliwiły ludziom przejście od koczowniczego do osiadłego trybu życia. Niezwykle żyzne gleby na obszarach zalewowych i nawadnianych sprzyjały obfitym plonom, a dzięki nadwyżkom produktów rolnych niewielkie początkowo społeczności przekształciły się w społeczeństwo; z jego rozwarstwieniem, podziałami i konfliktami. A także – wojną. Przemoc w świecie zbieraczy nie przypominała tego, co określamy mianem wojny. Nie było bowiem zasobów, o które warto było walczyć i które opłacało się zagarnąć. Nie istniały terytoria, z których po aneksji można było czerpać korzyści. Nie było podstaw do budowania imperiów. To wszystko pojawiło się dopiero w świecie rolników.

Dziś trudno uwierzyć, że tereny między Eufratem i Tygrysem to kolebka wspaniałych cywilizacji. Klimat, który pozwolił je stworzyć, przyczynił się do ich upadku. Upadku tak całkowitego, że jeszcze dwa wieki temu nie mieliśmy pojęcia o istnieniu Sumerów. Jedyny ślad po tej zapewne najstarszej cywilizacji pozostał w Biblii jako niejasne wzmianki o krainie Szinear. Sumer przeżywał wzloty i upadki; wreszcie Sumerowie zeszli ze sceny rozpływając się w masie innych ludów osiedlających się w Mezopotamii. Wciąż jednak na tym obszarze trwała cywilizacja, aż po katastrofalny najazd Tamerlana w XIV w. Mongołowie zniszczyli starożytny system irygacyjny tak skutecznie, że ludzie odeszli, a pustynia wkroczyła na te tereny grzebiąc miasta pod zwałami piasku.

Ostatnie tysiąclecia oszczędziły nam wprawdzie tak gwałtownych zmian klimatu, jak podczas zlodowaceń, lecz nie brakowało wielu mniejszych wahnięć – ociepleń i ochłodzeń. Niektórym z nich przypisuje się – czasami nieco na wyrost – odegranie znaczącej roli w dziejach ludzkości. Poszukiwanie korelacji między fluktuacjami klimatu a ważnymi wydarzeniami historycznymi idzie może w niektórych przypadkach zbyt daleko, ale bywa pouczające.

I tak, zmiana układu wiatrów, która spowodowała przesunięcie się strefy opadów na zachodnie stoki gór na Peloponezie i wywołała powtarzające się susze w centrum półwyspu, mogła doprowadzić do upadku kultury mykeńskiej około 1200 r. p.n.e. W tym samym okresie z trapionej powodziami równiny węgierskiej zamieszkujące ją ludy epoki brązu wyruszyły w kierunku Azji Mniejszej, gdzie wraz z innymi ludami – jako tzw. Ludy Morza – najechały państwo Hetytów, niszcząc je, a następnie usiłowały dokonać inwazji na Egipt ponosząc klęskę.

Spadek temperatur w stuleciu między 500 a 400 r. p.n.e. mógł wygnać Germanów z ich siedzib w Skandynawii i skłonić do zasiedlenia ziem na południe i wschód od Bałtyku. Ocieplenie około roku 300 p.n.e. pomogło Aleksandrowi Wielkiemu podbić Persję i stworzyć imperium. Podczas tego samego, trwającego dobrych siedemset lat, do roku 450 n.e., okresu ciepła miała miejsce spektakularna ekspansja Rzymu, a na Dalekim Wschodzie – rozwój Chin i otwarcie Jedwabnego Szlaku. Rzym upadł, kiedy po roku 450 n.e. klimat ponownie się ochłodził powodując – być może – pogorszenie się warunków życia w Europie Środkowej i zmuszając zamieszkałych tam Germanów do ruszenia na południe, w granice Imperium Rzymskiego. Na tereny opuszczone przez plemiona germańskie napłynęli z kolei Słowianie. Te same zaburzenia klimatyczne pchnęły Hunów do wędrówki ku Europie. Dalej na południe, na Bliskim Wschodzie, wyludniła się słynna Petra, stolica państwa Nabatejczyków. Upadło też Timbuktu, wielkie swego czasu miasto na szlaku karawan przez Saharę, stolica Mali.

Do dziś nie wiadomo, dlaczego Majowie opuścili swoje miasta i pozwolili, by na setki lat skryła je dżungla. Kultura istniejąca przez ponad 2 tys. lat, na wielkim obszarze południowego Meksyku i Półwyspu Jukatan, dobiegła kresu mniej więcej w czasie Chrztu Polski. Majowie jednak nie zniknęli, lecz egzystują do dziś na tym samym terenie, tyle że przestali wieść życie miejskie, odrzucając wszelkie atrybuty wysoko rozwiniętej cywilizacji. Są prostymi rolnikami. Co się właściwie stało? Podejrzenie pada na zmianę warunków klimatycznych, która sprowadziła na Amerykę Środkową długotrwałą serię suchych lat. Co ciekawe, niektórzy badacze łączą upadek Majów z początkiem osadnictwa Wikingów na Grenlandii. Optimum klimatyczne umożliwiło w 982 r. jej zasiedlenie przez emigrantów z Islandii, a następnie podjęcie przez syna Eryka Rudego, Leifa Erikssona, dalszych wypraw, na kontynent amerykański, do krainy, którą nazwał Winlandią od dojrzewającej tam winnej latorośli. To samo optimum, nazywane ciepłą epoką średniowieczną, okazało się jednak nie najlepsze dla Majów, bowiem w tamtym rejonie świata przejawiło się przede wszystkim w wieloletnich, trwających być może nawet dwa wieki, uporczywych suszach. Jak się wydaje, powtarzające się klęski głodu zniszczyły strukturę społeczną Majów, skłaniając ich do porzucenia miast, z całą ich kulturą, nauką i administracją, niemożliwą do utrzymania bez istnienia nadwyżek żywnościowych.

Ocieplenie średniowieczne skończyło się wraz z nadejściem XIV w. Wieloletnie ulewy w Europie i Azji sprowadzały powodzie i niszczyły uprawy. W 1332 r. w Chinach doszło do największej powodzi w średniowieczu; mogło wówczas zginąć nawet kilka milionów ludzi. Tam też najprawdopodobniej wybuchła epidemia Czarnej Śmierci, która niedługo potem spustoszyła Europę, już i tak osłabioną klęskami głodu będącymi następstwem zmian klimatycznych. Apogeum głodu nastąpiło w latach 1315-1317. W trzydzieści lat później Czarna Śmierć zabiła średnio co drugiego mieszkańca Europy, a niektóre obszary – zwłaszcza w Europie Zachodniej – uległy całkowitemu wyludnieniu.

Po średniowiecznym ociepleniu przyszło ochłodzenie tak znaczne, że nazwano je małą epoką lodową. W wiekach XV-XIX niektóre zimy były tak surowe, że Bałtyk całkowicie zamarzał i uruchamiano transport saniami z Pomorza do Szwecji. Stawiano nawet na lodzie przydrożne karczmy. Zamarzała Tamiza, a u wybrzeży Holandii mieszkańcy jeździli na łyżwach, co uwiecznili na swoich obrazach mistrzowie holenderskiego malarstwa.

W połowie XIX w. trend się odwrócił i klimat zaczął się w szybkim tempie ocieplać. Średnia temperatura w Anglii wzrosła o 4 st. C. Sprzyjało to zwiększeniu plonów, a tym samym rozwojowi gospodarczemu i wzrostowi populacji. Jednakże kłopot ze zmianami klimatu jest taki, że gdy w jednym miejscu są to zmiany korzystne, w innymi niekoniecznie. Ocieplenie stworzyło optymalne warunki do rozwoju zarazy ziemniaczanej i w rezultacie na Irlandię, w której głównym źródłem pożywienia były ziemniaki, spadła straszliwa klęska głodu. Ponad milion osób zmarło, a drugie tyle wyemigrowało do Ameryki Północnej.

Głód jest zresztą tak silnie powiązany ze zmianami klimatu, że i dzisiejsze klęski głodu w Etiopii, Sudanie czy Somalii mają zapewne swoje źródło w globalnych zmianach klimatycznych. Prawdopodobną przyczyną jest powolne przesuwanie się strefy opadów następujące od połowy XX w.; być może wskutek efektu cieplarnianego.

Warto dodać, że i samo powstanie gatunku Homo sapiens możliwe było dzięki zmianom klimatycznym. Nie byłoby zapewne dwunożności i inteligencji, gdyby nasz praprzodek nie zszedł z drzewa, co nastąpiło wskutek osuszania się klimatu i powstawania sawann w miejsce lasów. A był to dopiero pierwszy z szeregu bodźców klimatycznych, które pchnęły praczłowieka na wyboistą ścieżkę ku rozumności.

Obecnie człowiek, czy chce tego, czy nie, sam kształtuje klimat. Czy podcina gałąź, na której siedzi? Emisja gazów cieplarnianych do atmosfery daje widoczne efekty w postaci coraz wyraźniejszych anomalii klimatycznych. Czy ktoś pamięta, kiedy w Polsce była ostatnia prawdziwa zima? Nadal nie rozumiemy mechanizmów rządzących globalnym klimatem, ale, jak dziecko, beztrosko przy nich manipulujemy. Przytoczone wyżej przykłady pokazują, że jest to niebezpieczna zabawa. Opisane zmiany modeli klimatycznych, wywołujące niekiedy dramatyczne skutki, zachodziły przy wahaniach temperatury o 1-2 st. C. Tymczasem zmiany powodowane przez działalność człowieka mogą być kilkakrotnie większe.